piątek, 2 października 2015

Rozdział 66, część 1

Powoli pakowałam manatki. Oj dużo się tego uzbierało! I jeszcze sporo nawiozłam ze Stanów. Przynosiłam czyste kartony z pobliskiego spożywczaka i co parę dni pakowałam kolejny karton. Bardzo to przeżywałam. Niby od początku mieszkanie tutaj było na trochę, ale jakoś się do tego miejsca i do całej Podkowy, bardzo przywiązałam. Ściskało w dołku, że to już jest koniec.
„To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść” – śpiewały przed laty Elektryczne Gitary.
Byłam WOLNA. Wprowadzałam się tu wolna i wyprowadzałam wolna. Tomek. Kuba. Wiktor. Moi mężczyźni. Tylko jeden z nich był tak naprawdę bliski tego wymarzonego. Ale wszystko to była już przeszłość.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz