czwartek, 1 października 2015

Rozdział 65, część 3

Wybrałyśmy się z ciocią na pyszną bezę do pobliskiej kawiarni, co wzmożyło moją czujność, bo ciocia NIGDY nie była za chodzeniem do kawiarni i jak to mówiła - wyrzucaniu pieniędzy w błoto.
Czas z ciocią jakoś mi się dłużył. Troszkę mnie o coś tam chciała podpytać, ale naprawdę nie miałam ochoty gadać o niczym istotnym i kropka. Ciocia szybko się wycofała. Chyba jej szpiegowskie plany się nie udały bo w niedzielę stwierdziła, że wróci wcześniejszym pociągiem i da mi się spokojnie przygotować na nowy tydzień (cokolwiek takie przygotowanie miało by znaczyć…)
Czułam, że jestem paskudną krową, gdy z radością i pełna energii machałam odjeżdżającej wkdką cioci. Nareszcie sama… Poszłam z pieskami na dłuuugi cudny spacer, wdychając zapach igliwia i ciesząc się z ciszy i z tego, że nie muszę z nikim gadać.
I pomyśleć, że na początku weekendu byłam przytłoczona otaczającą mnie ciszą. Człowiek to jednak zmienna i przewrotna istota…


(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz