środa, 30 września 2015

Rozdział 65, część 2

Jakoś nie zapytałam cioci o to wprost, ale z tego co opowiadała o pracach w ogrodzie i nowościach w tej dziedzinie, to pewnie miała gorącą linię z panem Markiem, bo przecież od czasu mojego pobytu w Stanach bardzo się zaprzyjaźnili. To mógł być całkiem rozsądny trop, bo do rodziców Kuby nie odzywałam się już długo. Najpierw mi było głupio, bo przecież spotykałam się z Wiktorem, to co im miałam opowiadać co u mnie? A potem jak nasze relacje i kontakty z Kubą zupełnie zamarły, to łyso mi było jakoś się w ogóle do nich odzywać. A oni, jak to oni. Dyskretni i kochani, najwyraźniej nie chcieli mnie nagabywać, ale czułam jakoś, że o mnie pamiętają, czułam z nimi taką więź, bliskość.
Dobrze, że były pieski, więc dużo cioci Wandzie o nich opowiadałam, a one, jak przystało na towarzyskie psiaki, stęsknione do każdego gościa, męczyły ciocię by się z nimi bawiła, co chwilę kładąc jej na nodze lub na kolanach kolejną obślinioną zabawkę.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz