sobota, 19 września 2015

Rozdział 62, część 3

- Czego histeryzujesz? To świetny hotelik, mają tam dobre ceny i dobrą opiekę.
- Bez mojej wiedzy, powtarzam, bez mojej wiedzy, postanowiłeś zabrać moje psy do hoteliku a mnie do Wrocławia. Czy ty nic nie rozumiesz? To są psy po przejściach. Szczególnie Jopuś. To był dziki, umierający psiak. Oswajaliśmy go z Kubą, oswajałam go, wiele tygodni. Zrobił niesamowite postępy. I co, teraz nagle mam go zostawić w jakichś obcych kątach, z ludźmi nawet najcudowniejszymi których nie zna i którzy jego nie znają? Czy ty wiesz jak on by to przeżył? A ja bym się miała w tym czasie dobrze bawić we Wrocławiu?
- Bez przesady, to tylko psy – wzruszył ramionami Wiktor. Nic by im nie było.
- Wiesz co Wiktor? Wy……….j – ten moment będę potem długo wspominać. Bo z moich ust padło potwornie brzydkie słowo, słowo, którego nigdy wcześniej w życiu nie użyłam. Ale nic, naprawdę nic innego nie przyszło mi w tym momencie do głowy. Nic bardziej pasującego. Lata nauki, tony literatury pięknej, ciągle poprawiana przez ciocię Wandę moja polszczyzna. I co? Okazało się, że w takim momencie najbardziej adekwatne okazało się paskudne przekleństwo. Lepsze niż tysiąc słów.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz