poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział 64, część 2

Cisza. Otaczała mnie cisza. To znaczy Mystuś z Jopusiem ganiali po ogrodzie, sporadycznie szczekając, ale to nie zmieniało faktu, że czułam przenikającą ciszę. Kuba nie wysyłał już do mnie żadnych maili. Nic. Kompletna cisza. Wiktor też już było widać, że zrezygnował. Nawet kiedyś widziałam go w WKD w tym samym wagonie, kątem oka, widziałam jak mnie zauważył, zrobił się czerwony i najzwyczajniej w świecie się odwrócił, odwrócił tyłem. Trochę mnie to zakuło, ale w sumie, tak było chyba lepiej, nie było co przeciągać czegoś co nie miało sensu. Jak to się ładnie mówi? Że w miłości nie chodzi o to by wpatrywać się w siebie, ale by patrzeć w tą samą stronę. Ładne. Chyba nareszcie zrozumiałam o co w tym chodzi. Czułam się bardzo bardzo samotna, ale odczuwałam w sobie przemianę. Nareszcie zaczynałam jakoś świadomie żyć, czułam powoli, że jestem już w średnim wieku, że jakość każdego mojego dnia, każdej znajomości ma niesamowite znaczenie. I wiedziałam już na pewno, że nie chcę się spotykać już nigdy z żadnym facetem tak po prostu bo jest miło. Chcę wiedzieć, że to ten jedyny, że jestem dla niego najważniejsza, a nie tylko ważna i że moje priorytety życiowe są podobne do jego. Moje marzenia nie były zbyt oryginalne – dom pachnący drewnem, szumiące za oknami brzozy, a w koło mnie dużo uśmiechniętych buzi dzieci i mordek uratowanych futrzaków.
- Dzień dobry, dzień dobry!!
Spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem tam gdzie dochodził głos. Przy płocie stała… ciocia Wanda!


(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz