poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 40, część 3

To był taki miły dzień. Pojechaliśmy sobie do małego, lokalnego centrum handlowego. Fascynowały mnie te amerykańskie sklepy. Wszędzie był tak niesamowity przesyt towarów. W marketach na półkach piętrzyły się wielkie opakowania soków, lodów, ciastek. U nas w tak duże opakowania pakowano chyba tylko w makro. Nie raz widziałam na amerykańskich filmach jak bohaterowie człapią w nocy do lodówki i wyciągają z niej wielkie opakowanie z lodami. Tak, właśnie takie widziałam teraz tu na żywo. U nas w takie wielgaśne pudełka pakowano chyba tylko farbę ścienną i inne chemikalia. To lokalne, „małe” centrum handlowe było gigantyczne! Objechanie go zajęło nam około 10minut!
Po zaparkowaniu zrobiliśmy rundkę po sklepach. Ceny były naprawdę ok, nie czułam wielkiej różnicy z cenami w Polsce. Uwielbiałam najbardziej księgarnie i sklepy kosmetyczne. W księgarniach było ogromny wybór książek o psach! Z każdej wynosiłam po kilka egzemplarzy oczywiście tłumacząc się, że będę szlifować na nich język. Sklepy kosmetyczne były niesamowite! Nie malowałam się jakoś bardzo, ot, trochę tuszu, podkładu i pomadka, ale samo chodzenie po alejach pełnych szminek, podkładów czy lakierów było oszałamiające! Kupiłam już oczywiście moim kochanym dziewczynom różne ekstra dodatki!

(ciąg dalszy nastąpi…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz