czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 37, część 2

Ja też tak jak ten chłopczyk mocno i długo przytulałam Kubę na pożegnanie. Ale czułam, że on już chce to pożegnanie skończyć, że nie chce się rozkleić, że pewnie już myśli o pracy do której miał pojechać prosto z lotniska. On wprawdzie w przeciwieństwie do tego pana co odprowadzał chłopczyka, odwracał się do mnie wiele razy, machał, słał buziaki, ale też jakoś tak szybko zniknął, rozpłynął się w tłumie, nie czekał, że wejdę na pokład. Chciało mi się wyć… Te pięć tygodni które spędziłam u Kuby były niesamowite. Musiałam to przyznać. Moje życie będzie się teraz dzieliło na „przed Ameryką” i „po”. Czułam jakbym była na innej planecie. Wszystko tam było takie inne od tego co znałam! Ale w pewnym sensie ten wyjazd to było wielkie wielkie rozczarowanie. Jechałam pewna przygody, wrażeń, cudownego czasu z Kubą. Czekałam na to, odkreślając dni na ściennym kalendarzu, czytając przewodniki z wypiekami na twarzy, że ja - „mała Amelka” mam szansę zobaczyć Nowy Jork, Biały Dom. Szlifowałam słówka, by nie zrobić Kubie wstydu. Ale…. Ale było to jedno cholerne ALE.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz