wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 39, część 1

Pierwsze dni jazdy przez Stany były dla mnie oszałamiające. Nawet nie chciałam robić zdjęć, by przy nastawianiu aparatu coś mi nie umknęło. Jedno było pewne – Amerykanie mieli bzika na punkcie  trzech rzeczy: jedzenia, religii i samochodów (kolejność dowolna). Kuba od kolegów w pracy wiedział gdzie najlepiej coś kupić i starał się gotować sobie w domu, co było tutaj rzadkością. W godzinach obiadowych w Fast Foodach gromadziły się tłumy, po prostu całe rodziny. My też chcąc nie chcąc dołączaliśmy do nich, bowiem im dalej na południe, tym trudniej było o jakieś inne jedzenie, szczególnie jak byliśmy cały czas w trasie. To było niesamowite! Budzić się i chodzić spać codziennie w innym miejscu. Wodzić palcem po mapie i wybierać co chcemy zobaczyć po drodze. Zobaczyć bardzo często tylko z okien samochodu, ponieważ upał był tego lata tak potworny, że czasem przejście w słońcu paru metrów było wyczynem. Całe ubranie się momentalnie przyklejało, a duża wilgotność powodowała, że ciężko było wziąć głębszy oddech.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz