sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 37, część 4

I to był pierwszy największy zgrzyt naszego wspólnego czasu w Stanach. Bo mimo, że nie rozmawialiśmy o tym, czułam się od początku oszukana. Tak, oszukana. Jak dziś pamiętałam naszą rozmowę na kanapie, gdy wtulona w Kubę dowiedziałam się o jego planach. O wyjeździe na pół roku lub rok do Stanów. Studia, szkolenie, wspaniałe, potrzebne, niepowtarzalne doświadczenie dla niego. To powtarzałam sobie jak mantrę gdy z udawanym uśmiechem radości pomagałam mu załatwiać wizę, wszystkie formalności, zakupy. Nie robiłam scen (nawet) tylko dzielnie, jak prawdziwy, niezawodny przyjaciel wspierałam go powtarzając sobie PÓŁ ROKU, góra ROK. Nieraz rozmawialiśmy o emigracji, ale były to rozmowy teoretyczne, by poznać zdanie drugiej bliskiej osoby z która planowało się życie. Kuba doskonale wiedział jak ja się na to zapatruję. Mogłam i chciałam podróżować, wykorzystać każdą okazję by zobaczyć trochę świata, ale zawsze szybko tęskniłam do naszego kochanego kraju. Do zapachu polskiego chleba, odcieni nieba czy zieleni które według mnie nigdzie nie były tak piękne. Poza tym tu  była ciocia Wanda, rodzice Kuby, nasi wszyscy przyjaciele, nasze działania, pasje (schronisko!!!!). I oni – Myster i Jopuś. Tu było ich miejsce na ziemi. I do niedawna myślałam, ze nasze też.

(ciąg dalszy nastąpi...)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz