niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 23, część 2

 Tak bardzo ją lubiłam. Czułam z nią taką nić porozumienia. Z każdą miałam trochę inną relację, na trochę innej płaszczyźnie. Izę chyba rozumiałam, tak mi się przynajmniej wydawało. Była krucha, kochana, dobra. Czasem trochę za bardzo stawała w pozycji ofiary, męczennika. Powinna bardziej dostrzegać siebie i swoje potrzeby, swoje ja, bo inaczej, czułam, świat ją „wydoi”.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę o pracy, o samopoczuciu, po czym stanęło na tym, że zadzwoni jak tylko będzie się mogła wyrwać i przyjedzie. Super! Już ta perspektywa była super.
Swoją drogą, chyba już zaczynałam się starzec czy co. Bo moje myśli były takie mentorsko - naprawcze...
Po telefonie Izy zabrałam się do roboty. Dziewczyny miały się wprawdzie zjeżdżać dopiero po czternastej, ale ja jak to ja, chciałam mieć już na "tip top" przygotowane wszystko. Myster drzemał na swoim ślicznym posłanku, wyraźnie obrażony, że nie poświęcam mu tyle czasu co powinnam przy wolnym od pracy dniu.  Wiedziałam jednak, że jak zjawią się dziewczyny to mu to wynagrodzą i będzie wygłaskany i wytarmoszony za wszystkie czasy!
(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 23, część 1

Jutro przyjadą dziewczyny!!! Strasznie się cieszę!!! Myślę, szykuję, tworzę. To, że możemy się zjechać, spotkać wszystkie pięć, to jest coś wyjątkowego, coś godnego uczczenia.  Porozstawiałam już w kilku miejscach świeczki różnych kolorów i kształtów, a w pobliskiej kwiaciarni kupiłam parę mniej świeżych róż i rozsypałam płatki wokół świeczek. Ślicznie! Myster chodził, obwąchiwał i wyraźnie czuł, że coś się szykuje.
Sobota zaczęła się niezbyt fajnie – bo telefonem od Izy.
Amelko? – zaczęła nieśmiało.
Tak? Chyba czuję kłopoty – powiedziałam.
Nie dojadę, strasznie mi przykro, strasznie!!! Mieliśmy być z Michałem już od wczoraj w Warszawie, wiesz u tej jego cioci na jubileuszu, ale no tak się ułożyło, że Michał, no wiesz, no nie był w formie do ludzi i tak no nie mogę go zostawić tu samego – westchnęła głośno.
Szkoda mi bardzo, ale rozumiem przecież, nie martw się- powiedziałam, chociaż moje przewidywania, co do Michała tylko się potwierdzały. Może uda ci się kiedyś przyjechać tak po prostu, samej, hm? Albo z Michałem? –dodałam.
No wiesz, może sama, bo Michał to zawsze potrzebuje sporo czasu by gdzieś się dobrze poczuć i...
Izuniu Kochana, jak tylko będziesz mogła to przyjeżdżaj koniecznie! - wykrzyczałam.
(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 22, część 5

Szybko się rozłączyłam i gdybym miała worek treningowy to właśnie bym do niego podbiegła, by się trochę wyładować. Aaaaaaa! Pomijam, że Jolka w ogóle nie zapytała o mnie. Pomijam, że mówi do mnie tonem jakby kij połknęła albo już nie powiem brzydziej. Pomijam, że papla trzy po trzy. Wielka kosmopolitanka warszawska. Ale ta jej forma powiedzenia, że jest w ciąży i czego to ona nie robi i tak dalej. Matko! Masakra! Nie mogłam się wyzbyć sarkazmu i jedyne, co myślałam to to, że Jolce znudziły się drogie meble i podróże i postanowiła załatwić sobie coś nowego, unikatowego – dzidziusia. Biada mu jak nie będzie idealny!
Nie lubiłam siebie takiej, pełnej negatywnych emocji. Włączyłam muzykę, wytarmosiłam Mystera i postanowiłam obmyślić lepiej przyjęcie dla dziewczyn. Całe szczęście, że Jolka nie dotrze. Co to w ogóle był za durny mój pomysł by ją zaprosić?!
Musiałam odtajać. Strasznie byłam czasem krytyczna do ludzi. Nie chciałam. Czemu nie miałam takiego dobrego, pozytywnego podejścia do świata jak Kuba? Może to kwestia rodziny, genów, wychowania? Bo ciocia Wanda jednak była bardzo krytyczna..
Ech.. Myster!!! Idziemy biegać!!! Oczyszczać umysł! Natychmiast!
(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 22, część 4

I tu znowu potok słów, tak, że nawet nie wiedziałam, który moment nie będzie faux pas by jej przerwać i pogratulować, ale już tak mnie wnerwiła ta cała z nią pseudo-rozmowa, że jak przerwała to powiedziałam tylko:
No tak, Jolka, zegar biologiczny tyka, rozumiem (i za chwilę pożałowałam jak się usłyszałam, bo zabrzmiało to rzeczywiście jakoś tak niemiło i arogancko).
No wiesz, Amelio!  Po prostu to już jest ten czas i dlatego przepraszam cię bardzo, ale teraz muszę się skupić na sobie i jak najbardziej żyć higienicznie. Czytałam …
I tu znowu potok wspaniałych rad i nowości i chwalenia się, czego to ona już teraz nie robi by wpłynąć na prawidłowy rozwój swojego przyszłego dziecka i takie tam. Już mi się rzygać chciało!! Budziły się we mnie najbardziej niemiłe uczucia. Miałam ochotę być kąśliwa i maksymalnie niemiła. Musiałam szybko kończyć, by za chwilę nie palnąć czegoś, czego potem będę żałować.
Jola, super, super, to wszystkiego dobrego, trzymajcie się i wiesz muszę już naprawdę kończyć – powiedziałam to sztucznie, ale jednak chyba miło.
Tak, no dobrze, to pa Amelio, pa, całusy.
(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 22, część 3

Gadała i gadała tylko o sobie, nawet nie zapytała, co u mnie i jak w ogóle żyję. Rany, czy ona aż tak się zmieniła czy zawsze taka była tylko ja tego nie widziałam?! Dobra, pytam o ten następny weekend dla świętego spokoju, bo już i tak ta znajomość była już dla mnie właściwie skończona. Moja irytacja rosła.
Jola, a co robisz w przyszły weekend? Może wybrałabyś się do mnie tu do Podkowy, robię taki babski wieczór? (po co jej zaproponowałam?!).
Ach, kochana, bardzo Ci dziękuję za zaproszenie, ale wiesz ...  nie mam akurat jak przyjechać, bo samochód będzie na przeglądzie, dadzą mi zastępczy oczywiście, ale pewnie będę się bała tak od razu nim dalej wypuszczać.
Aha, no wiesz, ale jest jeszcze kolejka elektryczna - bąknęłam.
Wiesz, no jak tak już się dopytujesz to ci powiem, chociaż forma telefoniczna jest dla mnie zupełnie nie do przyjęcia, ale ja to znaczy my spodziewamy się dziecka i no…. kolejka WKD, ewentualny tłum i te zarazki i w ogóle to wiesz odpada zupełnie…
(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział 22, część 2

Postanowiłam zaprosić też Jolę. Z jednej strony trochę się bałam, bo była jednak „z poza” naszego towarzystwa, ale z drugiej istniała okazja by może jakoś Jolę rozerwać, spędzić czas również z nią. Szczególnie teraz, gdy Wojtek pracował za granicą, a ona była pewnie zupełnie sama. Pamiętałam wprawdzie dobrze naszą ostatnią, z Tomkiem, u nich wizytę. Była koszmarna! I Jola i cała wizyta. Jednak potem na pogrzebie Tomka wydawała się przejęta, przyjacielska i tak sobie myślałam by dać jej jeszcze szansę, że może wtedy jakoś tak wszystko było nie tak, ale może na babskiem spotkaniu odnajdę w Joli moją dawną kumpelę.
Halo, Jola? - tu Amelka.
Hej, witam –odpowiedział aksamitno oficjalny ton.
Jak się macie? Co słychać? - zapytałam, ale już czułam się lekko podirytowana jej tonem.
Wiesz, wszystko cudownie – odpowiedziała bez zastanowienia. Nie wiem czemu, ale to "cudownie" zabrzmiało jak pisk rozrywanego styropianu.
I tu zaczęła się lawina przechwałek i opowieści, że Jola właśnie wróciła ze Spa, gdzie były cudowne masaże gorącym olejkiem i czekoladą (ciekawe – naraz czy osobno - ale nie dopytywałam się). Włączyłam się na potakiwanie i trzymając słuchawkę podeszłam do lustra, gdzie zaczęłam do siebie robić głupie miny, starając się słuchać paplania Joli.
Moje wzburzenie rosło.
(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 22, część 1

To było sobotnie przedpołudnie. Powoli myślałam o naszej babskiej imprezie, która miała się odbyć za tydzień. Już od dawna wszystko szykowałam. Wycinałam fajne (i koniecznie łatwe!) przepisy kulinarne z gazet, kupiłam mnóstwo ładnych świeczek i śliczne serwetki. Chciałam by wszystko pasowało do siebie kolorystycznie. W ogóle z tym dobieraniem kolorów to miałam niezłego bzika. Tomek nieraz na to narzekał. Lubiłam jak mi się wszystko ładnie komponowało kolorystycznie. A już buty i torebka w tym samym odcieniu to obowiązkowo! Było to już chyba nawet trochę chorobliwe, bo zdarzyło mi się wracać pędem rano z powrotem do domu, gdy zauważyłam, że niechcący założyłam buty niepasujące do torebki, hi hi.
No więc wracając do dziewczyn to chciałam być prawdziwą gospodynią i pięknie je ugościć. Oczywiście równie dobrze mogłabym nic nie szykować, kupić wino i zamówić pizzę (bardzo duuużą pizzę), ale chciałam, po prostu chciałam, ugościć dziewczyny po królewsku! Dawało mi to dużo radości, takie przygotowania, a po za tym, co tu dużo mówić, byłam tu jednak samotna, a raczej my byliśmy - to znaczy ja i Myster.  Swoją drogą, ciekawe czy Myster pamięta jeszcze swoją ukochaną z osiedla? I placykowe spotkania? Coś czuję, że teraz, przy tak aktywnym stylu życia, jakie prowadziliśmy i codziennym obchodzie (a raczej oblatywaniu) działki nie miał by już chyba siły na te gromadne szaleństwa osiedlowe.
Więc szykowałam się myślowo na dziewczynki powolutku. Wpadł mi też do głowy pewien pomysł.
(ciąg dalszy nastąpi...)