środa, 30 września 2015

Rozdział 65, część 2

Jakoś nie zapytałam cioci o to wprost, ale z tego co opowiadała o pracach w ogrodzie i nowościach w tej dziedzinie, to pewnie miała gorącą linię z panem Markiem, bo przecież od czasu mojego pobytu w Stanach bardzo się zaprzyjaźnili. To mógł być całkiem rozsądny trop, bo do rodziców Kuby nie odzywałam się już długo. Najpierw mi było głupio, bo przecież spotykałam się z Wiktorem, to co im miałam opowiadać co u mnie? A potem jak nasze relacje i kontakty z Kubą zupełnie zamarły, to łyso mi było jakoś się w ogóle do nich odzywać. A oni, jak to oni. Dyskretni i kochani, najwyraźniej nie chcieli mnie nagabywać, ale czułam jakoś, że o mnie pamiętają, czułam z nimi taką więź, bliskość.
Dobrze, że były pieski, więc dużo cioci Wandzie o nich opowiadałam, a one, jak przystało na towarzyskie psiaki, stęsknione do każdego gościa, męczyły ciocię by się z nimi bawiła, co chwilę kładąc jej na nodze lub na kolanach kolejną obślinioną zabawkę.

(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 29 września 2015

Rozdział 65, część 1

Przeciągnęłam się na łóżku z głośnym ziewnięciem. Mimo, że był poniedziałek rano, a z reguły każdy nowy tydzień witałam bólem brzucha, tym razem wyjątkowo czułam ulgę, że ten weekend jest już za mną. 
Wizyta cioci Wandy była dziwna… Coś się za nią kryło, tego byłam pewna, tylko niestety nie bardzo wiedziałam co. Niby ciocia przyjechała ot, tak, miała chęć do mnie wpaść. Ciocia – uwielbiająca być u siebie, niecierpiąca spać poza domem i od zawsze mówiąca mi, że trzeba się uprzedać i nie wpadać nawet do najbliższej rodziny bez zapowiedzi. Ciekawe… Niby ciocia coś tam pokrętnie mówiła, że ostatnio jak dzwoniłam to byłam jakaś smutna czy markotna i ją to zaniepokoiło i chciała wiedzieć co u mnie. Oczywiście nie omieszkała zajrzeć mi w każdy kąt, jak to ciocia… Chociaż widziałam, że bardzo się stara powstrzymać przed jakąś krytyką czy złotą radą. Była ciepła i bardzo miła. Jakoś podejrzanie miła… Także dziwnie mi się z nią rozmawiało, byłam jakaś podejrzliwa… Coś mi podpowiadało, że może to rodzice Kuby ją nasłali?

(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział 64, część 2

Cisza. Otaczała mnie cisza. To znaczy Mystuś z Jopusiem ganiali po ogrodzie, sporadycznie szczekając, ale to nie zmieniało faktu, że czułam przenikającą ciszę. Kuba nie wysyłał już do mnie żadnych maili. Nic. Kompletna cisza. Wiktor też już było widać, że zrezygnował. Nawet kiedyś widziałam go w WKD w tym samym wagonie, kątem oka, widziałam jak mnie zauważył, zrobił się czerwony i najzwyczajniej w świecie się odwrócił, odwrócił tyłem. Trochę mnie to zakuło, ale w sumie, tak było chyba lepiej, nie było co przeciągać czegoś co nie miało sensu. Jak to się ładnie mówi? Że w miłości nie chodzi o to by wpatrywać się w siebie, ale by patrzeć w tą samą stronę. Ładne. Chyba nareszcie zrozumiałam o co w tym chodzi. Czułam się bardzo bardzo samotna, ale odczuwałam w sobie przemianę. Nareszcie zaczynałam jakoś świadomie żyć, czułam powoli, że jestem już w średnim wieku, że jakość każdego mojego dnia, każdej znajomości ma niesamowite znaczenie. I wiedziałam już na pewno, że nie chcę się spotykać już nigdy z żadnym facetem tak po prostu bo jest miło. Chcę wiedzieć, że to ten jedyny, że jestem dla niego najważniejsza, a nie tylko ważna i że moje priorytety życiowe są podobne do jego. Moje marzenia nie były zbyt oryginalne – dom pachnący drewnem, szumiące za oknami brzozy, a w koło mnie dużo uśmiechniętych buzi dzieci i mordek uratowanych futrzaków.
- Dzień dobry, dzień dobry!!
Spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem tam gdzie dochodził głos. Przy płocie stała… ciocia Wanda!


(ciąg dalszy nastąpi...)

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 64, część 1

Przypatrywałam się zmurszałym i popękanym ścianom NIE MOJEGO domu. Wodziłam wzrokiem po zaroślach, starych krzakach rododendronów, magnolii i cisów. Piękny był ten NIE MÓJ ogród. Dzięki Pani Helenie tu mieszkałam, tylko dzięki niej. Kochałam ten domek, byłam już do niego bardzo przywiązana. I do całej urokliwej Podkowy Leśnej. Wiedziałam już na pewno, że właściciele wracają za cztery miesiące. Cztery miesiące to szmat czasu, ale czułam, że popadam w rozpacz na myśl o wyprowadzce… Nie miałam w ogóle pojęcia dokąd miałam pójść, gdzie szukać czegoś na wynajem? Czy znowu będę musiała mieszkać w bloku? Jak psiaki to zniosą? Musiałam powoli, ale zdecydowanie zawijać swoje życie stąd. Ściskało mnie z żalu, ale postanowiłam, że będę dzielna.

(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 26 września 2015

Rozdział 63, część 7

Tak było żal wychodzić w soboty i ich zostawiać. Znałam każde z nich. Dla niektórych schronisko to był koszmar. Koszmar betonu, budy, do której trafiały często prosto z ciepłej kanapy lub kolan ukochanej paniuńci. Tym psiakom było najtrudniej. Piszczące, trzęsące się, kurczowo wypatrujące jakiejś szansy by się stąd wyrwać lub zniknąć. Dla nich każdy dzień, tydzień w schronisku, to była wieczność. Dla innych schronisko to było chyba pierwsze miejsce gdzie doznały czegoś dobrego, gdzie miały dach nad głową, michę, wodę cały czas, zabawki i spacery choć raz w tygodniu. Ich fatalna przeszłość zapisana w oczach i całym ciałku, po jakimś czasie łagodniała, psiaki się „zmiękczały”, robiły coraz bardziej otwarte na człowieka.
To niesamowite jak wiele pies jest w stanie wybaczyć człowiekowi, zapomnieć.

(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 25 września 2015

Rozdział 63, część 6

- Amelko, wyłaź już z tego boksu – wrzasnęła Ewelina – weźmiemy Kleksa i Syfka na polanę by zrobić im nowe zdjęcia.
-Już lecę – poderwałam się. To było ważne. Nie jakieś tam moje „Tele-miłosne-nowele”, ale realna akcja. Stale robiłyśmy nowe zdjęcia naszym podopiecznym, dodawałyśmy parę zdań o zachowaniu i charakterze futrzaka. Nieustająco szukałyśmy dobrych domów dla naszych wspaniałych bezdomniaków.

(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 24 września 2015

Rozdział 63, część 5

I jeszcze ten Kuba… Miałam z piętnaście maili od niego na które nie odpisałam, niektórych nawet nie przeczytałam. I nic nie pisałam na ponawiane propozycje rozmowy na skypie. Aż mi się już komputera nie chciało włączać. Uciekłabym, najchętniej gdzieś bym uciekła, od tych wszystkich pseudofacetów.
W schronisku czułam się tak dobrze! Konkretne działanie, akcja, w soboty cały czas coś się działo. I inni wolontariusze – fantastyczni ludzie! Nawet gdy było nas mało i mieliśmy huk roboty i zero czasu na pogadanie, to czuło się taką fajną więź, wspólnotę.

(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 23 września 2015

Rozdział 63, część 4

Teraz, po całej akcji z Wiktorem, przyjazd tu świetnie mi zrobił. Oderwałam się, zajęłam robotą, pilnymi sprawami schroniska, a teraz kryłam się przed całym światem w boksie Tytusa, tu przy nim było mi dobrze. Wiktor po tamtej sytuacji wydzwaniał do mnie wielokrotnie. Początkowo nie odbierałam, ale ponieważ dzwonił w kółko, w końcu zdecydowałam się odebrać. Przepraszał, chciał się spotkać, ale czekał na wyraźne moje zaproszenie (wyczuwało się w głosie, ze jest urażony). Nie chciałam się z nim na razie widzieć, jakoś nie. Wykręcałam się przed spotkaniem, chrząkałam, że niby jestem nie w formie, przeziębiona. Zaczęłam nawet jeździć wcześniej do pracy by tylko nie natknąć się na niego w kolejce… Obrzydł mi jakoś bardzo po tej wrocławskiej akcji.

(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 22 września 2015

Rozdział 63, część 3

I tak sobota po sobocie, budowaliśmy naszą przyjaźń. Wzajemna rezerwa przełamana ciekawością, zamieniła się stopniowo w zaufanie. Tytus zaczął dawać się głaskać, po jakimś czasie udało mu się założyć obrożę i zaczął wychodzić na cotygodniowe obchody lasu. Jeszcze czasem była w nim jakaś panika, może włączały mu się jakieś niedobre wspomnienia, gdy ktoś się za głośno zaśmiał lub coś zaszeleściło w krzakach. Ale pewnej soboty, idąc już pięknie na lonźy, nagle się odwrócił do mnie i popatrzył na mnie tymi swoimi mądrymi oczami, tak z miłością, oddaniem. To było cudowne! Takie chwile wynagradzały trud wstawania wcześnie rano w sobotę, sprzątanie kup czy różne kaprysy pogody. I nie prawdą było by powiedzenie, że ja jako wolontariusz przyjeżdżałam do tych zwierzaków im pomagać. To one mi pomagały. Bardzo.

(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 63, część 2

Tytus był jednym z moich ulubionych tutejszych bezdomniaków. Pamiętam gdy pojawił się w schronisku dwa lata wcześniej, późną jesienią. Był bardzo wychudzony, zrezygnowany i niesympatyczny.  Pierwsze próby zaprzyjaźnienia się z nim i „pogadania”, kwitował złowrogimi warknięciami. Bardzo powoli budowaliśmy z nim relacje. Na początku wypuszczaliśmy go na małe podwórko by się do nas, myjących tam gary i kręcących się, powoli przyzwyczajał. Bardzo szybko zaczęło go chyba irytować, że nie zwracamy na niego uwagi, sam zaczął podchodzić, trochę nas podwąchiwać, zaglądać przez ramię. Z tygodnia na tydzień wyglądał lepiej, jego sierść nabierała blasku. Miałam wielką ochotę głasnąć go już po futrze, ale spokojnie, czekałam, że będzie na to gotowy.

(ciąg dalszy nastąpi...)

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 63, część 1

Wtulałam się mocno w futro Tytusa. Było już po spacerach, schronisko powoli cichło, psiaki smętnie wodziły wzrokiem za zbierającymi się do domów wolontariuszami. Dla zwierzaków zaczynał się kolejny tydzień czekania, czekania na sobotni spacer, kontakt z człowiekiem, głaskanie.

Siedziałam w boksie z Tytusem i tu było mi dobrze…

(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 19 września 2015

Rozdział 62, część 3

- Czego histeryzujesz? To świetny hotelik, mają tam dobre ceny i dobrą opiekę.
- Bez mojej wiedzy, powtarzam, bez mojej wiedzy, postanowiłeś zabrać moje psy do hoteliku a mnie do Wrocławia. Czy ty nic nie rozumiesz? To są psy po przejściach. Szczególnie Jopuś. To był dziki, umierający psiak. Oswajaliśmy go z Kubą, oswajałam go, wiele tygodni. Zrobił niesamowite postępy. I co, teraz nagle mam go zostawić w jakichś obcych kątach, z ludźmi nawet najcudowniejszymi których nie zna i którzy jego nie znają? Czy ty wiesz jak on by to przeżył? A ja bym się miała w tym czasie dobrze bawić we Wrocławiu?
- Bez przesady, to tylko psy – wzruszył ramionami Wiktor. Nic by im nie było.
- Wiesz co Wiktor? Wy……….j – ten moment będę potem długo wspominać. Bo z moich ust padło potwornie brzydkie słowo, słowo, którego nigdy wcześniej w życiu nie użyłam. Ale nic, naprawdę nic innego nie przyszło mi w tym momencie do głowy. Nic bardziej pasującego. Lata nauki, tony literatury pięknej, ciągle poprawiana przez ciocię Wandę moja polszczyzna. I co? Okazało się, że w takim momencie najbardziej adekwatne okazało się paskudne przekleństwo. Lepsze niż tysiąc słów.

(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 18 września 2015

Rozdział 62, część 2

- Przecież widzę, że kupiłaś przewodniki po Dolnym Śląsku, osobny jeszcze o Wrocławiu, to myślałem, że chcesz tam jechać!
- Tak, chcę, ale to trzeba obgadać, zaplanować!
- Wszystko zaplanowałem, wszystko jest gotowe – Wiktor rzucił na stół pomięta rezerwację apartamentu we Wrocławiu.
- Zaplanowałem, no właśnie, a powinniśmy my razem zaplanować. Ludzie planują wspólnie wyjazdy, a nie stawiają drugą osobę przed faktem dokonanym. Czego nie rozumiesz? – byłam bardzo zdenerwowana. Bez mojej wiedzy zarezerwowałeś  hotelik dla Mysterka i Jopusia. Jak ty to sobie wyobrażasz? Że tak po prostu zostawię ich w jakimś mi nie znanym miejscu pod nie wiem czyją opieką i wyjadę sobie na weekend?

(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 17 września 2015

Rozdział 62, część 1

- Ja chyba śnię! – stałam na środku kuchni i wpatrywałam się w Wiktora. Śnię, i to jest jakiś bardzo zły sen.
- O co ci chodzi? Nie cieszysz się? – Wiktor był bardzo wzburzony, widziałam jak próbuje się powstrzymać by nie wybuchnąć.
- Jak mam się cieszysz? Że podejmujesz za mnie decyzje? I w ogóle nie pytasz się mnie o zdanie? – cała się trzęsłam ze złości.
Oj dawno nie byłam tak wściekła…

(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 16 września 2015

Rozdział 61, część 5

W samochodzie Wiktor dalej opowiadał o wyjątkowej atmosferze Wrocławia, ludziach. Opowiadał o okolicznych zamkach i całym Szlaku Zamków Piastowskich który obejmował ponad sto pięćdziesiąt kilometrów i piętnaście różnych ruin. Zamek w Bolkowie, Zamek Chojnik czy Zamek Książ. Patrzyłam na drogę i słuchałam uważnie, a w każdym razie próbowałam… Bo tak naprawdę to wpadało mi jednym uchem a drugim wypadało po chwili… Myślałam o pani Helenie. Tak bardzo mi jej brakowało. Miała niepowtarzalny dar opowiadania. Wiktor rzucał datami, wydarzeniami, ale jego opowieść mnie przytłaczała chronologią, gubiłam się w faktach i nazwiskach, mój mózg się wyłączał z opowieści już po chwili. Czułam się nie w porządku w stosunku do Wiktora, że tak mało będę pamiętać z tego co mi teraz opowiada. Muszę, muszę w wolnej chwili poczytać o Wrocławiu i o zamkach Dolnego Śląska. Bardzo mało wiedziałam o tych terenach Polski. Postanowiłam jeszcze dziś przed zaśnięciem poszperać w Internecie i się dokształcić. A mówią, że podróże kształcą. A nie rozmowy z ludźmi?

(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 15 września 2015

Rozdział 61, część 4

- Tak, właśnie dlatego chcę już wracać – poderwałam się i zaczęłam maszerować nie odwracając się za siebie – głupek – pomyślałam. Czasem potwornie mnie irytował.
- Amelko – złapał mnie mocno za rękę – co robisz? Co to za sceny niezależności? Czemu mi robisz wstyd i wychodzisz sama z kawiarni? Jak to przed ludźmi wygląda?
Patrzyłam na niego, zachowywał się jakoś tak stanowczo, nie bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
- Wkurzyłam się – spojrzałam na niego zimnym wzrokiem – co to za tekst, że mam zająć się sobą? O co ci chodzi? Czemu nie lubisz moich psów? Są kochane, mądre, wspaniałe – wyliczałam – dzięki nim moje życie jest lepsze.
- Wiem, przecież to rozumiem – Wiktor patrzył na mnie tak cudownie miłym wzrokiem, że już nie wiedziałam za co się irytuję.
- Chodź – przytulił mnie mocno – zawiozę cie do tych twoich psów.
- Trochę ich lubisz, prawda?- zapytałam, wtulając się w niego mocno.
- Hm, tak, z daleka najbardziej – żartuję, żartuję, nie bij!

(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 61, część 3

- Co? Od razu widać, że nie byłaś we wrocławskim zoo, tam zwierzęta mają ekstra, dużo lepiej niż na wolności, wszystko pod nosem – wyliczał Wiktor.
- Co ty opowiadasz? – bardzo mnie irytowało to co mówił – nie ma czegoś takiego jak LEPIEJ NIŻ NA WOLNOŚCI – przedrzeźniałam jego ton – zwierzęta męczą się w zoo, a już o cyrku nie zacznę tematu.
- Ok, ok, waleczna Amelio, spokojnie, poddaję się, nie chcę gadać o jakichś zwierzętach, chcę ci opowiedzieć jeszcze o Wrocławiu. Musimy tam razem pojechać i wtedy na pewno zabiorę cię na pysznego grzańca na ulicę więzienną a potem pójdziemy na spacer wzdłuż…
- Wiktor, bardzo fajnie – przerwałam mu – to bardzo ciekawe co mówisz, ale ja już muszę, naprawdę muszę, wrócić do swoich futrzanych przyjaciół, ok?
- Już? Tak wcześnie? Jest dopiero dwadzieścia po dziesiątej – Wiktor zrobił zatroskaną minę – Panno Amelko, może czas zająć się sobą?

(ciąg dalszy nastąpi...)

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 61, część 2

- Jak to możliwe, że nigdy nie byłaś we Wrocławiu? – Wiktor był wyraźnie oburzony – przecież to najpiękniejsze miasto w Polsce!
- No nie wiem, nie wiem – drażniłam go (bardzo śmiesznie się denerwował) – ja kocham Poznań. Kraków też jest wspaniały.
- Phi – wzruszył ramionami – mówisz tak, bo NIGDY  nie byłaś we Wrocławiu. I tu zaczynała się opowieść Wiktora o rewelacyjnych zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Panoramie Racławickiej (trudno było mi sobie wyobrazić jak ta panorama może wyglądać na żywo…) czy Ostrowie Tumskim.
- Przypomniałam sobie – przerwałam mu – jak pani Helena – pamiętasz – opowiadałam ci o niej (jak można komuś opowiedzieć jak cudowna była pani Helena i co nas łączyło???) – że to właśnie w Muzeum we Wrocławiu widziała niesamowite rzeźby uśmiechniętej Maryi z Dzieciątkiem, i w ogóle pierwszy raz w życiu, chyba właśnie tam, widziała naprawdę radosne rzeźby świętych!
- No, tak, rzeczywiście, tak przypominam je sobie – Wiktor był chyba wybity z tropu opowieści. Rynek Starego Miasta, Sukiennice, Ratusz – to są we Wrocławiu po prostu dzieła sztuki! Na pewno spodobał by ci się ogród botaniczny, kobiety lubią takie miejsca, prawda?- puścił do mnie oko – jest też świetny ogród japoński i zoo.
- Nie przepadam za oglądaniem zwierząt w niewoli – powiedziałam ostro.

(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 12 września 2015

Rozdział 61, część 1

Siedzieliśmy w kafejce na rynku Nowego Miasta w Warszawie. Było bardzo przyjemnie, choć dość głośno. Wiktor cały rozentuzjazmowany opowiadał mi o swoich studenckich czasach we Wrocławiu. Bardzo się cieszyłam, że nasza znajomość wchodzi na nowy etap – Wiktor nareszcie zaczynał o sobie mówić! Dlatego teraz bardzo starałam się wytrzymać jego opowieść, mimo, że siedziałam już jak na poduszce ze szpilek…  Pieski, już był czas, by dostały kolację i wyszły ze mną pobiegać, albo chociaż przespacerować się. Już chciałam do nich pędzić, ale jak mogłam zburzyć te wiktorowe opowieści?

(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 11 września 2015

Rozdział 60, część 2


Wszystkie te sprawy które uważałam za oś pogorszenia naszych stosunków to był pikuś! W głębi serca chodziło mi o coś innego. Najpierw Tomek latami był uwiązany do swojej pracy, to ona była na pierwszym miejscu, nawet na cudownych, wymarzonym wakacjach umiał się spakować i wrócić nagle gdy praca go wołała. Tak jak bym ja się nie liczyła. I Kuba, ten Kuba, wyśniony, wymarzony, wydawało się, że bratnia dusza, rewelacyjny facet, ZROBIŁ MI TO SAMO. Dokładnie to samo! Umówił się ze mną, że jedzie na trochę do Stanów, że wróci. A potem?? Potem zachłysnął się tą głupią Ameryką i nie potrafił zrezygnować z tej pracy by być ze mną, by razem przeżyć tu ze mną życie. Nie byłam dość ważna dla niego.

Zadzwonił domofon. To na pewno Wiktor z prowiantem, kochany.

- Pieski, szybko wyjazd z mojego łóżka bo Wiktor dostanie zawału jak zobaczy was w pościeli!! – pisnęłam i poleciałam otwierać.

(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 60, część 1

Leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit. Czasem małe przeziębienie jest świetną okazją by pomęczyć trochę swoją psychikę i przemyśleć różne sprawy. Przed chwilą skończyłam cudowną rozmowę z mamą Kuby. Pani Hania była taka troskliwa i ciepła! Lgnęłam do niej całą sobą! A przecież powinnam jej wytłumaczyć jak jest między mną a Kubą, powinnam być z nią szczera! Ale jak??? Jak miałam ranić tą wspaniałą, bogu ducha winną osobę, która traktowała mnie jak członka rodziny??? Czy to, że właściwie nie miałam relacji z Kubą, oznaczało koniec moich relacji z jego rodzicami? Kochałam ich. Byli mi bardzo bliscy. Strasznie to wszystko popieprzone.
Patrzyłam na głęboką rysę w suficie. We mnie też była taka rysa. Dziś rano z gorączki, albo pod wpływem leków, doznałam olśnienia! Już wiedziałam na co TAK NAPRAWDĘ jestem wściekła na Kubę.

(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 9 września 2015

Rozdział 59, część 4

Nasz związek był dość kumpelowski. To znaczy to, że jesteśmy parą uświadomiłam sobie gdy na spotkaniu z jego znajomymi przedstawił mnie jako swoją dziewczynę. To było miłe. Jego znajomi byli normalni, dzieciaci i ustatkowani. Wiktor rewelacyjnie bawił się z dziećmi, aż miło było popatrzeć! Jego znajomi przyjęli mnie ciepło, jak „swoją”. Jedna dziewczyna szepnęła mi nawet do ucha, że to cudownie, że Wiktor jest ze mną taki szczęśliwy po tym przez co przeszedł. To mnie zaniepokoiło. Bardzo chciałam wiedzieć co się stało, ale właśnie nie było między nami jeszcze na razie takiej duchowej bliskości. Byliśmy widocznie oboje bardzo pokiereszowani uczuciowo przez życie. Cielesną bliskość budowaliśmy bardzo powoli, nie spiesząc się, co bardzo mi się w nim podobało. Czułam się z nim dobrze, bezpiecznie, choć tak naprawdę wyszeptane przez jego koleżankę Izę zdanie uświadomiło mi, że znamy się bardzo niewiele…

(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 59, część 3

Zresztą ja też (czego nikomu bym nie powiedziała) nie byłam jakoś specjalnie w Wiktorze zakochana (na razie przynajmniej). Bardzo, bardzo go polubiłam, uwielbiałam nasz czas razem. Widziałam, że mu się podobam, tak fajnie rozpromieniały się jego oczy gdy wysiadał z samochodu lub kolejki i szedł w moim kierunku. Bardzo lubiłam ten moment. Nie lubiłam tylko gdy robiły mu się na mnie „maślane oczy”, bo tego nigdy u facetów nie lubiłam. Było nam razem śmiesznie, wesoło, i jakoś tak lekko. Mało było czasu na jakieś filozoficzne czy życiowe dyskusje. Raczej akcja – idziemy tu lub tam. To mi na chwilę obecną bardzo odpowiadało. Tylko czasem upierałam się by zostać u mnie w Podkowie, bo chciałam spędzać mój wolny czas też z pieskami, a nie by przy weekendzie siedziały biedaki same. Wiktor wtedy przewracał oczami, robił śmieszną minę, ale zgadzał się.

(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział 59, część 2

Nie raz musiałam mu odmówić, gdy miał jakiś fantastyczny plan dla nas, bo w soboty przed południem musiałam i chciałam, być w schronisku, u moich kochanych bezdomniaków. To było dla mnie niezmiernie ważne! Tłumaczyłam mu to i zawsze po schronisku opowiadałam co się tego dnia działo, jakie mieliśmy adopcje, czego nauczył się jakiś piesek lub jaką mamy nową bidulę. Ale jego jakoś to niestety nie interesowało. Było mi wtedy smutno… Ale Wiktor nie miał nigdy w domu żadnych zwierząt, uważałam, że zarażę go moją dogomiłością, tylko na to potrzebny jest czas. Mystuś z Jopusiem mieli do niego ambiwalentny stosunek, taki jaki on do nich. Był – ok., nie było go – też ok. Oni się po prostu cieszyli, że ja jestem w domu, i chyba jakoś znosili, że on też tu się kręci. Czas, za jakiś czas na pewno się pokochają – myślałam.

(ciąg dalszy nastapi...)

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 59, część 1

Rzuciłam się w wir życia – tak, tak bym to poetycko powiedziała. Odganiałam powracające natrętnie myśli o Kubie, wspólne wspomnienia. Pochowałam po kątach wyeksponowane wcześniej pamiątki ze Stanów. Byłam „anty”, anty na Kubę. A ponieważ byłam nadmiernie emocjonalna, od miłości do niemiłych uczuć był u mnie tylko malutki kroczek. Wiktor był wspaniałym lekarstwem na to wszystko co przeżywałam. Pierwszy raz w życiu spotykając się z jakimś facetem nie musiałam cały czas wymyślać gdzie pójdziemy, co zrobimy, nie musiałam „zarządzać’. Niby lubiłam jak wszystko jest „po mojemu”, ale cudowne było też uczucie, że mężczyzna ma plan, propozycje i tak dużo energii! Dni z Wiktorem były bardzo ciekawe! Kino, spacer po Łazienkach lub Starym Mieście (nareszcie jakiś facet lubił spacerować po Starym Mieście!), teatr, koncert. Jemu naprawdę się chciało! Do tego był bardzo zabawny i wiecznie uśmiechnięty. Niestety nie za bardzo rozumiał moją wielką miłość – psy.

(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 5 września 2015

Rozdział 58, część 4

Było miedzy nami grzecznie, przyjacielsko niby, ale do czasu… Historia uratowanej na trasie suni przelała czarę goryczy. Gdy Kuba (niby zainteresowany) coś mi żywo tłumaczył, miałam szklany, pusty wzrok. Nie słuchałam. Prosił bym zapisała na karteczce numer do jego kolegi ze studiów ortopedy, objaśniał mi jaki prawdopodobnie scenariusz leczenia ją czeka. Wybuchłam. Miałam dość.
- Nie ma cię tu, więc do cholery, nie mądruj się! Znalazłam jej lecznicę, znalazłam szpitalik, miała prześwietlenia – wyliczałam coraz bardziej zdenerwowana.
- Dobrze, Amelko, cudownie, chcę tylko pomóc, doradzić – uspokajał Kuba.
- Co mi po twojej radzie ? Ja tu jestem sama. Nie wiesz w jakim ona była stanie!!! Co my tu z Patrycją i Adamem przeszliśmy!
- To był też z Wami Adam? Nie wiedziałem, mówiłaś, że jedziesz z samą Patrycją i …
- I co z tego, że nie wiedziałeś – odpowiedziałam opryskliwie. Dużo rzeczy nie wiesz – dodałam.
- To opowiedz mi, przecież po to mamy skypa by spokojnie o wszystkim porozmawiać – zachęcał Kuba.
- Kuba, mam już dość, ja żyję tu, ty tam, nie da się opowiedzieć życia na odległość.
- Amelko, spokojnie – głośno westchnął Kuba – wiem, że ci ciężko, wiem, że bardzo przeżyłaś tą akcję z sunią. Opowiesz mi wszystko?
- Już nie mam dziś siły, sorry, wyłączam się, pa.
I bardzo szybko się rozłączyłam. Uciekłam. Emocje we mnie aż się paliły…

(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 4 września 2015

Rozdział 58, część 3

Najpaskudniejsze było to, że tych tematów o których nie mówiłam, było z mojej strony coraz więcej. Jak miałam na odległość opowiedzieć  to co przeżyłam ostatnio u cioci Wandy, jak przekazać poruszającą historię Lenki ? Przez skypa? Maila? Było to dla mnie niemożliwe. Już zapominałam jak Kuba pachnie, już zapominałam jaką lubi herbatę. A może po prostu chciałam zapomnieć? Bo tak było mi łatwiej.

(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 3 września 2015

Rozdział 58, część 2

Nasze relacje w ostatnich tygodniach uległy diametralnemu ochłodzeniu.  Wyczuwało się między nami niewidzialną barierę, a może wielki nasyp. Z mojej strony mogłam uczciwie przyznać przed sobą, że była to góra, pokaźna góra pretensji. Najpierw ta paskudna sprawa z zatajeniem stanu Mystera. Sprawa która była dla mnie kluczowa jeśli chodzi o budowanie zaufania w związku. Całe szczęście, że Los podarował mi dziewczyny i że udało nam się ostatnio spotkać. Wszystko im opowiedziałam, rozumiały mnie. Co więcej, gdy człowiek opowiada bliskim, bardzo bliskim, bez żadnej cenzury, o swoich lękach, przeżyciach, zawodach, to jest terapia. Nareszcie usłyszałam na głos swoje własne myśli, wszystko mi się jakoś poukładało. I czułam to zrozumienie od dziewczyn. Ale nie umiałam przez skype czy mailem wygarnąć tego wszystkiego Kubie. A nie mówienie o ważnych rzeczach w związkach to początek końca. Unikałam coraz częściej umawiania się na skypie z Kubą. Maile były lepszą komunikacją, łatwiej było przemyśleć każde zdanie, pisać o czym się chce, nawet o pierdołach, unikać drażliwych tematów.

(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 2 września 2015

Rozdział 58, część 1

Zatrzasnęłam szufladę i przekręciłam kluczyk. Czy czułam się nie fair? Nie, uważałam, że jestem w porządku. Jeśli Wiktor zapyta mnie czy jestem zaręczona czy coś, to na pewno szczerze mu odpowiem – jestem zaręczona, ale ten związek jest już martwy. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i na pusty palec po pierścionku. Tu w szufladzie będzie bezpieczny. Postanowiłam, że oddam go kiedyś Kubie, jeśli będzie mi dane jeszcze w ogóle się z nim zobaczyć…

(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 57, część 2

- Dobrze, możemy pójść na kawę – zgodziłam się z uśmiechem.
- Super – rozpromienił się on.
- Jestem Wiktor – przedstawił się.
- Amelka – odpowiedziałam cicho, byłam trochę skrępowana całą sytuacją.
- To co, dziś o dziewiętnastej? – zapytał szybko.
- Dziś? A może w weekend lub w przyszłym tygodniu bo… - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Proszę dziś, bo potem o mnie zapomnisz i się nigdy tej kawy nie doproszę. I jeszcze jedno – ważne – spojrzał roześmianymi oczami – to mój debiut – to znaczy to pierwszy raz gdy zaczepiam dziewczynę tak na ulicy, wypatrzyłem sobie ciebie, i postanowiłem być odważny. Więc nie myśl, że co dzień lub co tydzień namierzam w WKD kolejną ofiarę.
Powiedział to tak zabawnie, że nie mogłam się nie roześmiać.
- Dobrze, dobrze, rozumiem, przypuśćmy, że ci wierzę, a teraz naprawdę muszę już lecieć, sorki.
Pożegnałam się ładnie, odmawiając stanowczo bycia odprowadzonym do domu. Nawet specjalnie poszłam okrężną drogą, na wypadek gdyby Wiktor miał się jednak w przyszłości okazać psychopatą, wolałam by nie wiedział gdzie mieszkam.
Powąchałam tulipany, które trochę mi się już zgniotły od tych emocji rozmowy z nim. No to nieźle… ja tu myślę o Lady, o innych pozytywnie zakończonych psich akcjach, uśmiecham się do swoich myśli, a tu cap, złapałam na ten psi uśmiech faceta, i to całkiem zabawnego i bardzo bardzo przystojnego.

(ciąg dalszy nastąpi...)