sobota, 26 września 2015

Rozdział 63, część 7

Tak było żal wychodzić w soboty i ich zostawiać. Znałam każde z nich. Dla niektórych schronisko to był koszmar. Koszmar betonu, budy, do której trafiały często prosto z ciepłej kanapy lub kolan ukochanej paniuńci. Tym psiakom było najtrudniej. Piszczące, trzęsące się, kurczowo wypatrujące jakiejś szansy by się stąd wyrwać lub zniknąć. Dla nich każdy dzień, tydzień w schronisku, to była wieczność. Dla innych schronisko to było chyba pierwsze miejsce gdzie doznały czegoś dobrego, gdzie miały dach nad głową, michę, wodę cały czas, zabawki i spacery choć raz w tygodniu. Ich fatalna przeszłość zapisana w oczach i całym ciałku, po jakimś czasie łagodniała, psiaki się „zmiękczały”, robiły coraz bardziej otwarte na człowieka.
To niesamowite jak wiele pies jest w stanie wybaczyć człowiekowi, zapomnieć.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz