niedziela, 18 października 2015

OD AUTORKI

Drodzy Czytelnicy !!!

Czy to już koniec historii Amelki?
Nie, ale... za parę tygodni spełni się moje wielkie marzenie! Wydaję "Serce na łapie"!
Oczywiście, póki nie będę trzymać w dłoniach cieplutkiego egzemplarza prosto z z drukarni, to będę się bała, czy na pewno się uda. Trzymajcie kciuki!

Już niedługo napiszę więcej szczegółów : )

Bardzo Was proszę o cierpliwość.

Pozdrawiam bardzo serdecznie,

Agata Długołęcka-Kolwas

sobota, 17 października 2015

Rozdział 69, część 7

- Amelko, nie oto chodzi, nie powiedziałam Ci jeszcze wszystkiego co wyszło w tych badaniach co zlecił mi lekarz. Mam guza, paskudnego, w jelitach i…
- Zdarzają się czasem jakieś torbiele, narośla, na pewno można to szybko i łatwo usunąć – bablałam by tylko nie słuchać tego co mówiła Magda.
- Amelko, mam RAKA.

(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 16 października 2015

Rozdział 69, część 6

Magda tylko kiwnęła głową, i spojrzała na mnie tak jak by ze wstydem.
- Tak – powiedziała cicho. Taki to chichot losu. Od lat marzę o dziecku, myślałam, że moment gdy dowiedziałam się, że jestem w  ciąży, będzie najszczęśliwszym momentem mojego życia, a jest moją wielką tragedią.
- Magda, spokojnie, wychowamy jakoś razem, ja już kocham to dzieciątko, bo jest twoje! – przytuliłam ją mocno. Nie myśl o nim, ważne, że to będzie twoje dziecko, na pewno będzie najukochańsze i najwspanialsze na świecie!


(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 69, część 5

- Ale najtrudniejsze w tej historii jeszcze przed nami … - Magda podkuliła nogi i wpatrywała się w swoje dłonie. Gdy wyjechał, wzięłam urlop i zakopałam się w domu. Chyba nigdy nie wrócę do tej wylęgarni żmij czyli mojej pracy. Przecież cała firma aż huczy! Podobno wszyscy wiedzieli, że on ma rodzinę… A ja byłam niby taką porządną dziewczyną…
Zamknęłam się w domu i spałam. Spałam i rzygałam. I tak cały czas. Myślałam, ze to z nerwów… Myślałam, że przejdzie, ale było coraz gorzej… Jak zobaczyłam na wadze minus pięć kilo, to wiedziałam, ze nie jest dobrze. Poszłam do dr, wysłał mnie na różne badania i …
- Tak? – wpatrywałam się w Magdę i już wiedziałam, już zaczynałam się uśmiechać – jesteś w ciąży?


(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 14 października 2015

Rozdział 69, część 4

- Jak to możliwe? Powiedz mi Amelko, jak to możliwe, że jestem taka durna, że się nie domyśliłam, że on może mieć rodzinę? Spędziliśmy ze sobą tyle czasu, rozmawialiśmy wydawało mi się, że o wszystkim, a on nawet nie wspomniał, nawet się nie zająknął, że ma rodzinę! Jak mógł opowiadać mi o sobie, o swoim życiu, dzieciństwie, pasjach i nawet mu się nie wymsknęło coś o jego dzieciach i żonie. A ja głupia, wszystko mu opowiedziałam, duszę otworzyłam na oścież…
- To jest po prostu, ja nie wiem, nie wiem, co powiedzieć – potrząsałam nerwowo głową, bo wszystko to po prostu mi się nie mieściło w głowie.


(ciąg dalszy nastapi...)

wtorek, 13 października 2015

Rozdział 69, część 3

Jak to się mogło stać, że to przegapiłam, że nie zauważyłam, że coś się dzieje z Magdą? Czy byłam aż tak skupiona na swoich sprawach? A może to Magda wszystko tak mocno przed nami, przyjaciółkami, schowała w swoim sercu?
Nie zauważyłam, że Magda się zakochała! Nie zauważyłam, co przeżywała, gdy okazało się, że jej wybranek ma w Danii rodzinę, troje dzieci. Magda była dla niego piękną zabawką, odskocznią od zwykłej rodzinnej codzienności. Eryk przyjechał tylko na parę tygodni do Wrocławia, robić szkolenia w firmie Magdy. Teraz Magda z rozpaloną twarzą opowiadała mi o tym jak ją „walnęło”, jak się zakochała szaleńczo, bez opamiętania. Jak się wymykała wcześniej z biura by spędzić z nim każdą możliwą chwilę. Jak by idealnym rozmówcą, przyjacielem, kochankiem. Jak miała wrażenie, bardzo silne wrażenie, że rozumieją się we wszystkim w pół słowa. Tak im było razem dobrze… Myślała, że złapała Pana Boga za nogi, że jej los się odwrócił. Dla Eryka była by nawet gotowa się przełamać i po potwornych doświadczeniach poprzedniego małżeństwa, była by gotowa nawet wyjść za niego. Zaufała mu. A on jej potem po prostu powiedział, że było miło… Ale wraca do rodziny. I bezceremonialnie pokazał jej zdjęcie uśmiechniętych małych murzyniątek i pięknej dziewczyny o czekoladowej skórze. W tym momencie myślała, że serce po prostu jej pęknie.

(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 69, część 2

- Magda, o Boże! Co się stało? – chwyciłam ją pod rękę i zaprowadziłam szybko na kanapę. Opadła na poduszki i wtedy uderzyło mnie, że jest taka jakaś chudziutka, malutka.
- Amelko, ja cie przepraszam za taki najazd niespodziewany, ale ja po prostu – nie wiem co próbowała dalej mówić, bo jej słowa mieszały się ze łzami, spazmem. Nie wiedziałam co robić. Aż mi się ręce trzęsły.
- Magdo, Skarbie Kochany, mów, co się dzieje, co mam zrobić, jak ci pomóc? – głaskałam ją delikatnie po ręku. I Magda przerywanym głosem, cichutko, zaczęła mówić.
Czasem może nam się wydawać, że jesteśmy z kimś w bliskich relacjach, że wiemy co u niego, czym żyje, co go martwi, a potem jeden moment uświadamia nam, że tak jak by nas w ogóle przy tej osobie nie było…


(ciag dalszy nastapi...)

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 69, część 1

Nie wiedziałam co powiedzieć…  Po prostu mnie zatkało. I trzęsłam się cała w środku. Miałam ochotę wrzeszczeć, że to niemożliwe, że to jakiś zły sen. Ale na rozpaczanie przyjdzie jeszcze czas. Teraz musiałam być dzielna. Ona była tak niesamowicie dzielna i opanowana. Gdy wysiadła z samochodu to już od razu widziałam, że stało się coś potwornego. Magda, moja kochana Magda!
Była cała zgarbiona, jakby ktoś włożył jej na plecy plecak wypełniony po brzegi całym nieszczęściem świata. Blada, a właściwie zielona, z mocno podkrążonymi oczami. Gdy doszła do drzwi to mocno ją złapałam, bo myślałam, że upadnie.

(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 10 października 2015

Rozdział 68, część 3

Kurczę! – ukradkiem spojrzałam w lustro – wyglądałam fatalnie. W starych, pogniecionych dżinsach i spłowiałej bluzce, z nienajświeższymi włosami i zupełnie bez makijażu – czytaj – ze wszystkimi niedoskonałościami na wierzchu…
Chyba za bardzo się wyleczyłam z mojego perfekcjonizmu! Od razu zobaczyłam przed sobą ciocię Wandę – ona zawsze wyglądała świetnie, tak jak by za moment miał ją odwiedzić papież lub chociaż prezydent.
Poleciałam się przebierać, bo już czułam się zdenerwowana całą sytuacją. Ten ktoś cały czas siedział w samochodzie. Kto to mógł być?
I w tym momencie usłyszałam, że KTOŚ dobija się na moją komórkę.

(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 9 października 2015

Rozdział 68, część 2

Mieszkanie na Bemowie było już załatwione, firma przeprowadzkowa zamówiona. Wzięłam urlop na te ostatnie dni tutaj. Chciałam nie tylko popakować wszystko i przygotować, ale przede wszystkim nałazić się z psami po parku, górkach, ulubionych zakątkach. Wiedziałam, że realnie patrząc rzadko tu będę z nimi przyjeżdżać… Zresztą chyba było by mi bardzo smutno snuć się tu i wiedzieć, że nie mam tu już swojego (nie swojego) miejsca.
Z tego rozmyślaniowego odrętwienia wyrwał mnie dziwny szczek psiaków, które były na dworze. Spojrzałam przez okno – przy furtce zaparkował jakiś ładny srebrny kombiak z lekko przyciemnianymi szybami, nie miałam pojęcia kto to może być…

(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 8 października 2015

Rozdział 68, cześć 1

Ten podkowiaśki dom był naprawdę niesamowity! Dzięki mieszkaniu w nim, zrozumiałam co to znaczy „dom z duszą”! On miał to coś! Znałam tu już każdy zakamarek, szczelinę w podłodze, rysę na ścianie. Wiedziałam już na pewno, że gdy będę w przyszłości zamykać oczy i marzyć o własnym domu, to będę widziała właśnie to miejsce, żadne inne. Ten stary, niezbyt (na pierwszy rzut oka) urodziwy dom. Żaden tam niby dworek czy inne współczesne dziwactwo. Dzięki temu, że był taki podniszczony i zwyczajny, stałam się jakoś normalniejsza, jakby mniej perfekcyjna. Wyzbyłam się tego kompulsywnego, męczącego wiecznego pędu do doskonałości.
Stałam właśnie oparta o framugę drzwi do dużego pokoju, dotykając wzrokiem każdego sprzętu, zapamiętując grę świateł i poszczególne detale. Z każdym dniem dom stawał się bardziej cichy, tak jak by zapadał w letarg…

(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 7 października 2015

Rozdział 67, część 2

Myster i Jopuś bardzo wyczuwali moje emocje i całą akcję zwijania naszych rzeczy. Dla nich to miała być zmiana na dużo gorzej, ale trudno, musieli to przełknąć. Ciekawe czy Myster jeszcze pamiętał mieszkanie w bloku? Czy pamiętał Tomka. Bo pamiętał Kubę, to było niesamowite. Wchodzę kiedyś do pokoju, gdzie na środku piętrzyła się góra ciuchów, przed chwilą wywalona z szafy do przejrzenia, a tu Mystuś coś z tej kupy wyciąga i macha intensywnie ogonem, z wielką radością. Dawno go tak uradowanego nie widziałam! Bluza Kuby… Pamiętam, gdy się w niego wtulam, w tą bluzę, siedzieliśmy, gadaliśmy, było dobrze… Szkoda, że to wszystko schrzaniliśmy. Świadomość, że schrzaniliśmy to tak łatwo, bolała cholernie…

(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 6 października 2015

Rozdział 67, część 1

Ludziom łatwiej jest znosić czyjąś biedę niż bogactwo i powodzenie, tego byłam pewna… Od dawna już nie miałam tak dobrych relacji z koleżankami w pracy. Jakoś już przełknęły i „wybaczyły mi” amerykańską przygodę. Teraz były słodkie i pomocne bo przecież byłam znów samotną babką, która na dodatek wyprowadzała się z burżuazyjnej Podkowy do lokum normalnych ludzi czyli bloku. Dużo łatwiej było im być dla mnie miłym i uczynnym. Przynosiły info o mieszkaniach do wynajęcia, niezniszczone kartony, nawet proponowały pomoc w pakowaniu. Nieźle…
Ja, już nauczona sytuacjami z przeszłości, serdecznie dziękowałam, ale raczej trzymałam się na dystans. Wiedziałam już, że prawdziwych przyjaciół to w pracy nie ma, pokazały to już różne sytuacje. Ale fajne było chociaż to, że gdy było mi tak ciężko, to chociaż w pracy nie musiałam się z nikim użerać (przynajmniej chwilowo).

(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 66, część 4

Na szczęście był jeszcze czas, szukałam… Jedna pani była gotowa mi wynająć malutkie mieszkanko na Bemowie, blisko Powstańców Śląskich i bardzo blisko tramwaju. Dziesiąte piętro, typowy zaniedbany warszawski moloch, na około mnóstwo parkingów, betonu, mało zieleni… Ale cóż… Położenie było dobre, cena też, pani była sympatyczna a mieszkanko było czyste, jasne i ładne. Jeszcze nie dałam jej ostatecznej odpowiedzi, ale chyba powoli byłam zdecydowana. Po pięknej Podkowie Leśnej było to trochę jak przesiąść  się z bmw do malucha…

(ciąg dalszy nastąpi...)

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 66, część 3

Może za ostro odrzuciłam propozycję cioci, kurcze, muszę do niej zadzwonić, jakoś podziękować, pogadać normalnie.
Przez ostatnie tygodnie intensywnie szukałam jakiegoś mieszkanka dla siebie i moich psiaków. Większość ludzi nie chciała w ogóle słyszeć o wynajęciu mieszkania osobie z dwoma psami. Istna dyskryminacja! Na nic było opowiadanie, że to są dwa małe i grzecznie pieski, uratowane, kochane. Musiałam się gryźć w język by czasem nie dodać, że na pewno mniej zniszczą niż małe dzieci…

(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 3 października 2015

Rozdział 66, część 2

Kuba w ogóle się nie odzywał. Nawet parę razy korciło mnie, by coś do niego napisać na chacie albo krótkiego maila, ale odpuściłam . Nie będę się narzucać. Ciocia Wanda by powiedziała, że trzeba mieć swoją dumę. Choć właściwie nie wiem zupełnie jak się zapatrywała na całą tą sytuację z Kubą. Przecież tak bardzo go lubiła! Gdy przyjechała tu do mnie, to naprawdę nie miałam ochoty rozmawiać z nią o niczym ważnym, nie wyszłam wtedy ze swojej skorupy, by porozmawiać. Może szkoda? I jeszcze mnie podkurzyła, gdy powiedziała, że mogłabym u niej na trochę zamieszkać, zanim jakoś mi się ułoży. Bardzo mnie to zakuło. ZANIM JAKOŚ MI SIĘ UŁOŻY. Co to właściwie znaczy? Nie chciałam i nie mogłam wrócić do domu cioci. Absolutnie nie! To już była zamknięta przeszłość. Musiałam pozostać samodzielna, nawet można by rzec – odseparowana. To był klucz do moich dobrych relacji z ciocią. Pod jednym dachem, z królowaniem cioci, czułabym, że znów jestem w liceum. I ta ciągła presja, presja pracy. Głupio by mi było nawet gazetę wziąć do ręki jeśli coś gdzieś było by do zrobienia. Koszmar!

(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 2 października 2015

Rozdział 66, część 1

Powoli pakowałam manatki. Oj dużo się tego uzbierało! I jeszcze sporo nawiozłam ze Stanów. Przynosiłam czyste kartony z pobliskiego spożywczaka i co parę dni pakowałam kolejny karton. Bardzo to przeżywałam. Niby od początku mieszkanie tutaj było na trochę, ale jakoś się do tego miejsca i do całej Podkowy, bardzo przywiązałam. Ściskało w dołku, że to już jest koniec.
„To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść” – śpiewały przed laty Elektryczne Gitary.
Byłam WOLNA. Wprowadzałam się tu wolna i wyprowadzałam wolna. Tomek. Kuba. Wiktor. Moi mężczyźni. Tylko jeden z nich był tak naprawdę bliski tego wymarzonego. Ale wszystko to była już przeszłość.

(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 1 października 2015

Rozdział 65, część 3

Wybrałyśmy się z ciocią na pyszną bezę do pobliskiej kawiarni, co wzmożyło moją czujność, bo ciocia NIGDY nie była za chodzeniem do kawiarni i jak to mówiła - wyrzucaniu pieniędzy w błoto.
Czas z ciocią jakoś mi się dłużył. Troszkę mnie o coś tam chciała podpytać, ale naprawdę nie miałam ochoty gadać o niczym istotnym i kropka. Ciocia szybko się wycofała. Chyba jej szpiegowskie plany się nie udały bo w niedzielę stwierdziła, że wróci wcześniejszym pociągiem i da mi się spokojnie przygotować na nowy tydzień (cokolwiek takie przygotowanie miało by znaczyć…)
Czułam, że jestem paskudną krową, gdy z radością i pełna energii machałam odjeżdżającej wkdką cioci. Nareszcie sama… Poszłam z pieskami na dłuuugi cudny spacer, wdychając zapach igliwia i ciesząc się z ciszy i z tego, że nie muszę z nikim gadać.
I pomyśleć, że na początku weekendu byłam przytłoczona otaczającą mnie ciszą. Człowiek to jednak zmienna i przewrotna istota…


(ciąg dalszy nastąpi...)