niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 10

Tomku, proszę, pomóż mi.
Dobra, spróbujemy coś zrobić.
Dziękuję – pocałowałam go soczyście w polik.
Zapytaj proszę tą panią o trasę, a ja pójdę go jeszcze trochę podkarmić (kaczką).
Ok, wiesz mamy gpsa, wiec wystarczy mi nazwa wsi – odpowiedział Tomek.
Ok, ok. – z tego martwienia się o Psa traciłam już powoli głowę.
Wyszłam znów na zewnątrz. Myster został na rękach u Tomka, który rozmawiał chwilę z kelnerką. Myster wyglądał na zupełnie obrażonego, raz, że nie cierpiał „upupiania” w postaci publicznego noszenia go na rekach, dwa, że jego ukochana paniuńca wyrażnie była teraz zaaferowana innym psem. Wyszłam do Psa, który wciąż stał, ledwo przytomny przy naszym stoliku i wyrażnie czekał jeszcze na jedzonko. Pokroiłam szybko całą moją porcję kaczki i powoli rzucałam mu, a on szybko wszystko łapczywie zjadał. W tym czasie Tomek już poszedł do samochodu i krzyknął, że będą tam już czekać z Mysterem i, że już zapłacił. Fajnie, widzę, że naprawdę chce mi pomoc.
Pogłaskałam Psa po łebku, tłumacząc mu cichutko, że wrócę tu jeszcze do niego, na pewno.
Ruszyliśmy. Tomek prowadził, ja siedziałam zgarbiona i smutna. Strasznie mnie dobijała taka obojętność ludzka, cierpienie zwierzaków. Dojechaliśmy szybko do celu. Była to mała wieś, w której oprócz kościoła i rozwalającego się sklepu społem nic właściwie nie było. Wysiadłam i zapytałam kilku menelków pod sklepem o weterynarza.
Pani, to tam za rogiem, za tamta stodołą – poinstruował mnie starszy, zarośnięty pijaczynka.
Dziękuję – powiedziałam.
Podjechaliśmy pod stary, zniszczony dom, na którym widniał szyld – Weterynarz i inspektor ds.badania mięsa. Wyskoczyłam z samochodu, pewna i przebojowa. Byłam gotowa działać, by tylko jakoś pomóc temu Psu.
(ciąg dalszy nastąpi...)

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 9

Tomek, proszę Cię, zobacz jak chętnie zjada, może nie jadł długo, trzeba mu pomóc, dobrze?
Tomek przez chwilę milczał, widziałam, że walczy ze sobą.
Rób, co uważasz, ale ja swoją kaczkę mam zamiar zjeść.
Dobrze, ja i tak nie jestem w stanie teraz nic przełknąć, myślę tylko o tym Psie – próbowałam mu jakoś wytłumaczyć.
Ok- poklepał moją rękę.
Musiałam jakoś zadziałać, ale jeszcze nie wiedziałam jak. Poszłam do kelnerek do środka.
Przepraszam, nie wiecie Panie czegoś o tym biednym Psie?
A błąka się tu już od kilku dni- odpowiedziała „nasza” kelnerka blondyneczka.
Jest taki chudy, biedny, trzeba mu jakoś pomoc- powiedziałam.
No, wie Pani, tutaj to stale jakieś psy przychodzą, ten i tak nie jest taki najbiedniejszy. Kiedyś…
Proszę mi już tego oszczędzić- powiedziałam szybko - serce mi krwawi jak słyszę, jakimi potworami mogą być ludzie. Zabiłabym – dodałam wzburzona.
Jakoś trzeba temu Psu pomóc- powiedziałam zdecydowanym głosem.
Czego Pani oczekuje? Ja tu tylko pracuję – odpowiedziała spłoszona i jakby obrażona kelnerka.
Gdzie jest najbliższy weterynarz? – zapytałam.
Oj, jakieś 30 kilometrów stąd - odpowiedziała kelnerka, unikając mojego wzroku.
Proszę powiedzieć jak tam trafić - kontynuowałam.
Gdzie trafić?- zapytał zza moich pleców Tomek trzymając na ręku Mystera.
Chcę pojechać do weterynarza, pomóc jakoś temu Psu - powiedziałam, odwracając się do niego.
Ojej... – jęknął Tomek.
(ciąg dalszy nastąpi...)

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 8

I co tam? - spytałam najspokojniejszym głosem, jaki umiałam udawać.
No, wiesz, znów muszę jechać na objazd południa Polski, bo kierownik w jednym sklepie nawala, a drugi robi wyrażnie jakieś przekręty, sorry, nie będzie mnie pewnie z półtora tygodnia.
Trudno – odchrząknęłam – i pogłaskałam Mystera, który właśnie przydreptał i ocierał się o moją nogę jak kot - Jakoś to z Mysterem przeżyjemy - Uśmiechnęłam się - Jemy!
Bo właśnie kelnerka przyniosła coś „na zagrychę”. Były to wielkie pajdy chleba posmarowane grubo smalcem ze skwarkami. Poezja smaku!
A za momencik przyniosła nasz obiad. Wyglądał pięknie, jak małe dzieło sztuki, aż cyknęłam fotkę zanim zaczęłam jeść. Myster spał teraz pod naszym stołem, a Tomek opowiadał o nowym oprogramowaniu, które musi kupić do swojego komputera. Nagle do naszej ławki podszedł pies. Całkiem spory, wyglądający na psa myśliwskiego. Był straszliwie zabiedzony, sterczały mu kości, zwisała skóra, nie widziałam już nic więcej przez łzy, które od razu stanęły mi w oczach. Miał przeraźliwie smutne, zrezygnowane oczy. Rozejrzałam się, ale miałam wrażenie, że oprócz mnie wszyscy zajadają spokojnie i w ogóle nie przejmują się widokiem tego biedaka. Myster delikatnie i przyjaźnie wachlował do Psa ogonem, nie zbliżając się, bo i tak był teraz zapięty smyczą do nogi stołu. Tomek zaczął mnie uspokajać.
Jedz spokojnie, on pewnie zaraz sobie pójdzie.
Jak mam jeść jak on jest taki biedny?! – krzyknęłam zupełnie niechcący. Patrzyłam to na Tomka, to na talerz, to na Psa.
Przecież C O Ś trzeba zrobić, nie można go tak zostawić, nie mogę tak spokojnie jeść!
Nawet nie spróbowałaś, spróbuj, jest naprawdę pyszne - przekonywał Tomek.
Odkroiłam spory kawałek i zamiast do ust rzuciłam go Pieskowi.
Cholera! - krzyknął Tomek – co Ty wyprawiasz?! Nie wiesz ile to kosztowało?
(ciąg dalszy nastąpi...)

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 7

Usiedliśmy sobie na tarasie, wybierając miejsce najbliżej jeziora i blisko trawy, na której położył się Myster. W czasie naszego „rejsu” przybyło trochę samochodów i teraz na tarasie siedzieli ludzie oblepiając ławki i stoliki. Zaczęliśmy przeglądać kartę obiadową, co okazało się nie lada frajdą. Dzik zapiekany w ziołach, królik po staropolsku, kuropatwa w bakłażanach – rany! Ceny też były oszałamiające. Zdecydowaliśmy się na pierś z kaczki zapiekaną z jabłkami w żurawinach. Zamówiliśmy to samo, bo to było nasze ulubione danie, które jedliśmy na jednej z naszych pierwszych randek i do którego mieliśmy sentyment.
Odbierz telefon, odbierz telefon – usłyszałam znajomy denerwujący głosik niby kosmity. To komórka Tomka.
Halo, tak jestem przy telefonie Panie Prezesie- Tomek od razu po odebraniu telefonu wyprostował się na krześle i zaczął mówić tym dziwnym, obcym tonem, którego nie znosiłam. Wstałam więc i podeszłam do pobliskiej huśtawki. Myster od razu czujnie podniósł łepek, ale gdy zobaczył, że jestem nadal blisko i chyba nigdzie się nie wybieram, z powrotem rozciągnął się na trawie i głośno westchnął. Usiadłam ostrożnie na huśtawce, bojąc się, by się pode mną nie załamała. Niby byłam szczupła, ale huśtawka była jednak urządzeniem dla dzieci, nieprzewidującym aż tak dużego ciężaru. Uwielbiałam huśtanie na huśtawce! Czułam się wtedy jak mała dziewczynka, tak bardzo swobodnie. Kątem oka łypałam na Tomka, który wciąż rozmawiał, ale już jakby trochę spokojniej. Rany, nie dadzą mu spokoju nawet w weekend!
Starałam się nie denerwować, ale ja po prostu nienawidziłam całej tej firmy i pracy Tomka, czego on nie rozumiał albo rozumiał bardzo dobrze, tylko wygodniej, łatwiej, było mu udawać, że nie rozumie. Wróciłam do stolika jak tylko Tomek skończył rozmawiać.
(ciąg dalszy nastąpi...)

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 6

Podzieliłam się z Tomkiem swoimi myślami, na co on się tylko uśmiechnął, tym swoim dobrym, ciepłym uśmiechem. Rany, odkąd zaczął pracować w tej firmie tak rzadko się uśmiechał!
Tomek, a Ty, o czym myślisz?
O ilości pracy do firmy, która mnie czeka po naszym powrocie… - jakoś nie umiem tak hop siup i już odpoczywam.
Wiem, bo ja też.. Zawsze czuję jakiś ścisk żołądka na coś, co trzeba zrobić, załatwić.. Ajć! Myster strasznie mnie zadrapał. Coś kombinował.. Próbował przejść na tylną część rowerka i dobrze, bo to oznaczało, że poczuł się odważniejszy. Najpierw ostrożnie stawiał łapki, patrząc wciąż z przerażeniem na wodę, ale za chwilę już dumnie siedział i wwąchiwał się w powietrze. Już nie wyglądał na nieszczęśliwego, i co najważniejsze, byliśmy wszyscy troje razem. Pomysł Tomka okazał się fajny. Zaczęliśmy znów płynąć, a Myster odważniaka wdrapał się na wzniesienie miedzy nami i stał dumnie wyprostowany, jak stary wilk morski. Uśmialiśmy się z tego strasznie! Myślałam. że się posiusiam ze śmiechu! Niestety aparat został w samochodzie, by nie uległ zniszczeniu lub zamoczeniu, wiec tylko w naszej pamięci utrwaliliśmy pozy i miny Mystrera – Żagla. Trzy godziny minęły nie wiadomo kiedy, a poczuliśmy to najbardziej w naszych ściśniętych żołądkach. Zakręciliśmy do zatoczki w stronę dworku-restauracji. Był on naprawdę imponujący, a z daleka, z naszej perspektywy, wyglądał jak namalowany. Podpłynęliśmy do pomostu i wszyscy sprawnie wyskoczyliśmy na brzeg. Myster był chyba jednak bardzo szczęśliwy z zakończenia rejsu i radość z ponownego dotknięcia lądu okazał „szałkowaniem” jak to nazywaliśmy z Tomkiem, czyli szybkim bieganiem w kółko z głośnym radosnym poszczekiwaniem. Jeszcze kilka fotek przy rowerku wodnym i udaliśmy się do restauracji.
(ciąg dalszy nastąpi...)

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 5

Kto tu jest w końcu ważniejszy ?! Ja czy pies? Będziemy spędzać wolny czas osobno, bo jest on?!
Wcięło mnie. Nie lubiłam takich jego krzyków. Od razu zaczynał mnie okropnie boleć brzuch i chciałam wiać daleko.
To co robimy? Powiedziałam z lekką nerwową chrypką.
Myster idzie z nami na rowerek- odpowiedział Tomek.
Żartujesz?! On nie lubi wody, boi się, a jak wypadnie, a jak … - zaczęłam panikować, ale Tomek mi przerwał – uspokój się, nic się nie stanie.
Ok, spróbujmy – powiedziałam pokonana, bo rzeczywiście nie widziałam innego wyjścia, a bardzo nie chciałam się kłócić i psuć tego naszego wspólnego, wolnego dnia, kłótniami i złymi emocjami, które zawsze długo potem we mnie siedziały.
Logistyczne usadowienie się w rowerku wodnym zajęło nam parę ładnych minut. Kombinowaliśmy na parę sposobów, a końcu ja usiadłam pierwsza, Tomek podał mi na kolana przerażonego Mystera i dopiero usiadł. Trzymałam psiuńka mocno, czując jego walące mocno serce. Z przerażeniem patrzył na otaczającą nas wodę. Zaczęliśmy ostrożnie pedałować, by czasem ani kropla nie prysnęła na Mystera, bo nie cierpiał wody i zaraz mógłby wyskoczyć … prosto do wody. To znaczy, ja byłam bardzo ostrożna, a Tomek raczej wściekły, że robię z psa ofiarę losu i takie tam. Wypłynęliśmy z zatoczki na środek jeziora i stanęliśmy. Było pięknie. Zewsząd otaczała nas tafla spokojnej wody, a całe jezioro okalały pierścieniem piękne lasy, gdzieniegdzie poprzecinane ścieżkami i mostkami prowadzącymi do malowniczych, letnich domów. Niektórzy to mają szczęście – mieć swój kąt, a gdzieś, w jakiejś głuszy jeszcze letni domek, by do niego przyjeżdżać na urlopy – raj! Może my za jakiś czas tez będziemy mieli swój dom, a gdzieś z dala od cywilizacji jakąś chatynkę, choćby starą, na wakacje, na ucieczkę od wszystkiego… Zamknęłam oczy i marzyłam….
(ciąg dalszy nastąpi...)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 4

Na razie postanowiliśmy przegryźć drugie śniadanie i podelektować się otoczeniem. Zamówiliśmy dwie jajecznice na boczku z pomidorami.
Cieszę się, że mnie namówiłaś, a właściwie to zmusiłaś – powiedział Tomek z lekkim jak zwykle u niego sarkazmem.
Ja też, bardzo – powiedziałam uśmiechając się do niego. Jakie on ma piękne oczy! Pomyślałam. Już prawie o tym zapomniałam, tak rzadko siedzieliśmy sobie tak na luzie jak teraz, bez stresu.
Gadaliśmy sobie spokojnie, by omijać tematy pracy, pieniędzy itp. Nie wiadomo, kiedy na stół wjechały jajecznice. Chyba ze strusich jaj! Tak wielkie to były porcje. Pachniało i wyglądało wyśmienicie! Mocno ścięta jajecznica, z dużą ilością boczku, mmm…
Do tego pyszny chlebek z chrupiącą skórką. W porównaniu z tym chlebem to warszawski chleb smakował jak papier. Na deser zamówiliśmy sobie pyszne cappuccino z kilkucentymetrową pianką. Pycha pycha pycha! Cena za to śniadanko troszkę nas osłabiła, ale w końcu niecodziennie jada się śniadania w takim miejscu.
Myster szczęśliwy i wylatany leżał na chłodnej kostce w cieniu, w pobliżu nas i odpoczywał. Tomek dowiadywał się właśnie o możliwości popływania rowerkiem wodnym a ja przysiadłam przy Mysterze. Głaskałam jego lśniące, miękkie futro, a on spojrzał na mnie tymi swoimi mądrymi, śmiejącymi się ślipiami i z głośnym mlaśnięciem oblizał mi rękę.
Rowerek wodny był już załatwiony, mieliśmy jeszcze tylko problem, co w tym czasie zrobić z Mysterem. Było naprawdę ciepło, wiec odpadało zostawienie go w samochodzie. Zaproponowałam byśmy popływali na zmianę. Najpierw Tomek, a ja tu pobędę z psiuniem, a potem na odwrót.
Tomek się wściekł.
(ciąg dalszy nastąpi...)