Na razie najważniejsze było to, że miał ciepło, jedzonko i
powoli dochodził do siebie. Po każdym telefonie do pana Kazimierza wykonywałam
jeszcze trzy inne – informowałam Kasię, panią Ewę i oczywiście mamę Kuby, o
stanie psiaka. Jedynie Kuba nie był do końca na bieżąco w sprawie psiaka.
Bowiem w ostatnich dniach miał jakieś totalne zamieszanie w pracy i na nic
czasu. Tylko piękne smski mi słał. A ja też nie miałam nawet jak do niego do
lecznicy wpaść choć na moment. Dni były krótkie, ciemne, co powodowało, że
siadłam psychicznie, (jak co roku w tym okresie) i po pracy pędziłam do
psiaków, do Podkowy, mając wrażenie, że jest cały czas noc i to zzzimna.
Myster i Jopuś stali się totalnymi domatorami– wychodzili na
krótkie spacerki i pędzili z radością do domu. Tu na dywanie w pokoju urządzali
zabawy z gryzieniem, tarzaniem i popisowymi poszczekiwaniami (oczywiście
patrzyli ukradkiem czy mają widownię i czy warto się tak popisywać). Tworzyli
niesamowity team! Aż miło było popatrzeć! Już nie pamiętałam jak to było, gdy
Myster był sam! Był taki szczęśliwy z Jopusiem!
Pewnego dnia zadzwoniła podekscytowana Kasia.
(ciąg dalszy nastąpi... )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz