czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 43, część 2

Ale Paweł szybciutko wkroczył do akcji i kazał nam relacjonować ostatnie dni i nasze przygody.
Opowiadaliśmy o zachwycie Charleston, które było jak wypielęgnowane włoskie nadmorskie miasteczko z pięknymi posiadłościami pamiętającymi chyba jeszcze okres plantatorów. Opowiadaliśmy o zaskoczeniu Filadelfią, z jednej strony bogatą i piękną, a z drugiej o dzielnicy wyraźnie zamieszkałej przez ludność murzyńską, gdzie były powybijane szyby w oknach, wraki samochodów, i gdzie za nic w świecie nie chciałam wysiąść ani na chwilę. Opowiadaliśmy o spotkaniu z oceanem, o licznych plażach i nadmorskich kurortach których atrakcje, z nadmiaru wrażeń,  zlewały mi się powoli w jedno. Oraz o zachwycającej zatoce meksykańskiej, gdzie spotkani na plaży ludzie z którymi rozmawialiśmy nie za bardzo wiedzieli gdzie też ta Polska leży na mapie…
- Widzicie, USA są tak ogromne, że ja sam nie ogarniam nawet większych miejscowości. Jestem przekonany, że nie jeden Amerykanin nie wiedział by nawet gdzie leżą te miejscowości o których opowiadacie – Paweł chyba jakoś poczuł się w obowiązku bronić swojej nowej ojczyzny.
Już, już, chciałam coś powiedzieć, ale Kuba delikatnie szturchnął mnie kolanem i wrócił do zachwytu nad rewelacyjnymi amerykańskimi drogami, samochodami i imponującymi mostami, które czasem ciągnęły się przez kilka kilometrów.
To był temat rzeka, więc mężczyźni już znowu dobrze się bawili. Tylko mnie oczywiście dobry humor jakoś odszedł…
Czułam się „zcenzurowana” w moich opowieściach. Kuba uprzedzał mnie, że Ewa i Paweł są bezkrytycznie zakochani w Ameryce i by pod żadnym pozorem nie poruszać tematów trudnych lub krytykować ten kraj. Political correctness – ponad wszystko.
I znów marzyłam o powrocie do Polski i niczym nieskrępowanym pomarudzeniu na wszystko.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz