poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 44, część 4

Tak, OBCA, tak mi powiedział lekarz. Że jestem obca, że nie mogę decydować.  Już nie wiem kto, nie wiem jak, skontaktował się z jednym z synów pani Heleny w Kanadzie, panem Mirkiem. To on zdecydował zaocznie, na odległość, o umieszczeniu pani Heleny w ośrodku dla starszych ludzi, nie chcę używać nazwy „dom spokojnej starości” bo to sformułowanie do tego miejsca nie pasowało.
Jeździłam tam do pani Heleny, gdy tylko mogłam, mimo, że była to dla mnie droga za Warszawę, w przeciwnym kierunku niż do domu.  Budynek był czysty, zadbany, z ogrodem, ale to nie zmieniało tego, że było tam k-o-s-z-m-a-r-n-i-e… Personel starał się  być cierpliwy, ale było go za mało. Niektórzy pacjenci krzyczeli, darli się wniebogłosy, inni bywali agresywni. Pani Helena, moja kochana, kruchutka pani Helena, starała się być dzielna. Zrobiła się taka malutka i wątlutka, zapadła się w siebie, czułam jak by uchodziło z niej życie.

(ciąg dalszy nastapi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz