poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 27, część 2

Nie wypuszczaj Mystera- szepnęłam- i najlepiej w ogóle wróć proszę do samochodu. Widziałam przerażenie u TEGO psiaka na nasz widok. Widać było, że człowiek kojarzy mu się jak najgorzej. Próbował wstać i zwiać, ale nie był już w stanie. Przykucnęłam i zaczęłam do niego mówić. Z samochodu słyszałam piszczenie Mystera. Powolutku zbliżałam się do psiaka. Patrzył na mnie z przerażeniem, ale i z rezygnacją. Trochę to trwało, nie wiem ile. Wiedziałam już, że bez niego nie odjadę, że trzeba mu pomóc, tu i teraz, natychmiast. Wyciągnęłam do niego powoli dłoń. Był widocznie strasznie głodny, patrzył czy coś mu dam. Kurka, akurat nic nie miałyśmy do jedzenia. Dałam mu rękę do powąchania, by poznał mój zapach, zrozumiał, że jestem ok. Parę (a może paręnaście minut później) owinięty w mój szal siedział z nami w samochodzie na wycieraczce pod moimi nogami. Myster przypięty z tyłu do pasów szalał z niepokoju. Trudno. Nie on był teraz najważniejszy. Przy tym zdechlaku Myster wyglądał jak „król wypasieńców”. Magda jechała bardzo szybko. Widziałam, że też jest zdenerwowana. Miałam nadzieję, że wybaczy mi naszego nowego towarzysza podróży w jej wymuskanym samochodzie. Śmierdział swoją drogą potwornie. Zajechałyśmy pod pensjonat z piskiem opon. Szczęśliwie jeszcze się nie wymeldowałyśmy, bo planowałyśmy po wycieczce wrócić tu, coś zjeść, chwilę odsapnąć i dopiero ruszyć do domu. Magda wzięła Mystera na smycz i poszła do gospodarzy po pomoc, a ja ze Zdechlaczkiem weszłam do pokoju. Przylgnął nerwowo do podłogi, przerażony. Ja zresztą też byłam dość przerażona całą sytuacją i nie wiedziałam, co robić.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz