piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 27, część 6

Niedługo potem byliśmy już wszyscy w gabinecie u Kuby. To znaczy ja, Kuba, Myster i Psiak-Biedak. Magda powiedziała, że już musi jechać, chyba chciała od tego wszystkiego jakoś uciec… trudno. Nie mogłam od niej przecież wymagać, że tu będzie ślęczeć teraz nie wiadomo jak długo.
Generalnie obrazek był dosyć przybijający. Kuba pochylał się nad ledwo żywym psiakiem, skulonym na stole i miał bardzo zmartwioną minę. Ja stałam z drugiej strony i łzy same napływały mi do oczy. Tak na mnie działał widok tego psiaka i już. A Myster? Chyba mimo całej tej sytuacji był dość zadowolony, że nareszcie widzi Kubę. Łazikował po gabinecie i wszystko obwąchiwał.
Kuba niewiele mówił. Pobierał psiakowi krew, oglądał oczy, zęby, sierść bardzo dokładnie. Podał jakieś zastrzyki. Zadawał mi jakieś pytanie, na które miałam wrażenie, durnie odpowiadam.
-Czy możesz zejść tam na dół, do składu i poszukać klatki takiej rozmiarem na niego?
-Po co? Byłam przerażona perspektywą wsadzania tego biedaka do klatki.
-No wiesz, musimy go tu zostawić i…
- Nie ma mowy, ja go zabieram do domu! Czułam się jak matka szczeniąt gotowa do walki o moje maluchy.
-Amelko, sprawa jest poważna, pies wymaga izolatki i … - tu zaczął się wywód Kuby, który trochę mnie przeraził.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz