niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 1, część 1

Park Szczęśliwicki. Tyle razy przechodziłam tuż obok, ale nigdy do niego nie weszłam. Ani sama ani z Tomkiem. Zawsze w pośpiechu, zawsze zmęczeni. Dopiero dzięki Mysterowi zaczęłam poznawać to piękne miejsce. Wszyscy narzekają, że w Warszawie jest tak mało parków, bo rzeczywiście jest chyba około 40, gdzie np. w Londynie jest 1,5 tysiąca (niezła różnica!).  Podejrzewam jednak, że ci, co marudzą nie byli pewnie w żadnym warszawskim parku. Park Szczęśliwicki jest cudny! Pokochałam go już na pierwszym spacerze z naszym kochanym Czworonogiem. Rozległe jezioro, otoczone bujną wodną roślinnością, alejki szerokie, ocienione drzewami i zachęcające do wszelkiego rodzaju aktywności sportowej. Ławki (o dziwo nie zdewastowane!), piękne place zabaw, miejsce do siatki plażowej a nawet mini siłownia. Niestety nie jestem pierwszą osobą, która odkryła i doceniła to miejsce, dlatego w weekendy jest tam tyle ludzi, że czuję się jak w korku na Marszałkowskiej albo Łopuszańskiej. Dlatego zaczęłam wcześnie wstawać w weekendy. Najczęściej koło 5. Rany! Aż sama nie mogę w to uwierzyć! Kiedyś wydawało mi się, że nawet jakby mi milion dolarów zapłacili to nie dałabym się namówić na poranne wstawanie w wolne dni. A jednak... człowiek mało się zna. Teraz czekam na te momenty. Budzę się, nawet przed budzikiem, co zresztą ratuje mi życie, bo gdybym Tomka obudziła w sobotę lub niedzielę o świcie, to czuję, że byłyby ofiary w ludziach... Szybko wymykam się z sypialni. Myster najczęściej już nie śpi tylko siedzi w swoim legowisku, zgarbiony, napuchnięty, z worami pod oczami (daję słowo, robią mu się wory!) i głośnym ziewnięciem stara się dać mi do zrozumienia, że znów się nie wyspał. Szybka toaleta, dresik i wychodzimy. Najdłużej trwa ta ostatnia czynność – wychodzenie. Myster na widok dresiku zaczyna wpadać w szał radości. Robi piruety i salta w powietrzu, piszczy, skomle i zapięcie go w tym stanie wymaga niezłej wprawy. Gdy już udaje nam się wyjść, pokonać kilka ulic pełnych takich samych brzydkich bloków, po szybkim marszu docieramy do parku. Puszczam Mysterka by poczuł wolność by nie mieć za chwilę jednej ręki dłuższej od drugiej, tak mocno ciągnie. I… cisza.. Zapach ziemi, skoszonej trawy, wody. Bosko! Słychać tylko żaby i kaczki. Nigdzie nikogo… Czuję się jak u cioci Wandy na wsi, jak na wakacjach. Powoli przemierzamy różne ścieżki, błądzimy bez celu i w kółko. Myster odbiega daleko, ale widzę, że łypie, co chwilę na mnie okiem, sprawdza gdzie jestem; kochany piesek. Te chwile są dla mnie wspaniałe. Niepotrzebne mi żadne Spa, odnowa biologiczna. Czuję jak się dotleniam, uspokajam, zbieram myśli. Przyroda mnie koi. Szkoda, że Tomek żadnymi perswazjami nie chce się dać namówić na tą poranna terapię. Czas szybko mija, co widać po coraz większej ilości ludzi przychodzących do parku na poranny jogging lub spacer z psem. Wracamy. Po drodze kupuję bułki i jabłka na drogę dla Tomka. Znów wyjeżdża.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz