piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 8

I co tam? - spytałam najspokojniejszym głosem, jaki umiałam udawać.
No, wiesz, znów muszę jechać na objazd południa Polski, bo kierownik w jednym sklepie nawala, a drugi robi wyrażnie jakieś przekręty, sorry, nie będzie mnie pewnie z półtora tygodnia.
Trudno – odchrząknęłam – i pogłaskałam Mystera, który właśnie przydreptał i ocierał się o moją nogę jak kot - Jakoś to z Mysterem przeżyjemy - Uśmiechnęłam się - Jemy!
Bo właśnie kelnerka przyniosła coś „na zagrychę”. Były to wielkie pajdy chleba posmarowane grubo smalcem ze skwarkami. Poezja smaku!
A za momencik przyniosła nasz obiad. Wyglądał pięknie, jak małe dzieło sztuki, aż cyknęłam fotkę zanim zaczęłam jeść. Myster spał teraz pod naszym stołem, a Tomek opowiadał o nowym oprogramowaniu, które musi kupić do swojego komputera. Nagle do naszej ławki podszedł pies. Całkiem spory, wyglądający na psa myśliwskiego. Był straszliwie zabiedzony, sterczały mu kości, zwisała skóra, nie widziałam już nic więcej przez łzy, które od razu stanęły mi w oczach. Miał przeraźliwie smutne, zrezygnowane oczy. Rozejrzałam się, ale miałam wrażenie, że oprócz mnie wszyscy zajadają spokojnie i w ogóle nie przejmują się widokiem tego biedaka. Myster delikatnie i przyjaźnie wachlował do Psa ogonem, nie zbliżając się, bo i tak był teraz zapięty smyczą do nogi stołu. Tomek zaczął mnie uspokajać.
Jedz spokojnie, on pewnie zaraz sobie pójdzie.
Jak mam jeść jak on jest taki biedny?! – krzyknęłam zupełnie niechcący. Patrzyłam to na Tomka, to na talerz, to na Psa.
Przecież C O Ś trzeba zrobić, nie można go tak zostawić, nie mogę tak spokojnie jeść!
Nawet nie spróbowałaś, spróbuj, jest naprawdę pyszne - przekonywał Tomek.
Odkroiłam spory kawałek i zamiast do ust rzuciłam go Pieskowi.
Cholera! - krzyknął Tomek – co Ty wyprawiasz?! Nie wiesz ile to kosztowało?
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz