piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 1


Weekend. Odkąd był z nami Myster starałam się od czasu do czasu wymyślać nam fajne weekendy gdzieś blisko natury. Tomek wprawdzie za każdym razem strasznie marudził, że wolałby się wyspać, poleniuchować i tak dalej, ale ja byłam wtedy nieugięta. Cała nasza trójka potrzebowała świeżego powietrza, a radość w oczach Mystera za każdym razem, gdy wyjeżdzaliśmy za miasto mobilizowała mnie do śledzenia mapy lub wyszukiwania w necie ciekawych tras. Tym razem zaplanowałam dalszą trasę, bo na Mazury. Tomek nie chciał się zgodził, gdy powiedziałam mu, że moglibyśmy wstać koło piątej, by wcześnie wyruszyć, pobyć pół dnia na Mazurach i jeszcze przed zmrokiem wrócić. Prosiłam, prosiłam, robiłam dziurę w brzuchu i w końcu się zgodził pod jednym jedynym warunkiem, – że ja prowadzę, a on pośpi. I super! Nie lubiłam prowadzić pod okiem Tomka, bo strasznie mnie to spinało, a jego uwagi i „rady starego kierowcy” powodowały, że zaczynałam się strasznie denerwować i rzeczywiście kiepsko jechać. Ale perspektywa śpiącego Tomka – nie ma problemu. 
Wyruszyliśmy po szóstej i to tylko dzięki mojej ogromnej mobilizacji. Moi faceci cierpieli strasznie z powodu wczesnego wstania. Tomek był wściekły i w ogóle się nie odzywał po cichu pakując plecak, a na moje jakiekolwiek zaczepki czy pytania odpowiadał czymś, co brzmialo jak bulgot gotującej się wody. Myster był „kupą nieszczęścia”. Siedział na swoim posłaniu i łypał na nas oburzony, również jak Tomek, pomrukując złowieszczo. W końcu udało nam się jakoś wybrać i wyruszyć. 
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz