środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 6

Podzieliłam się z Tomkiem swoimi myślami, na co on się tylko uśmiechnął, tym swoim dobrym, ciepłym uśmiechem. Rany, odkąd zaczął pracować w tej firmie tak rzadko się uśmiechał!
Tomek, a Ty, o czym myślisz?
O ilości pracy do firmy, która mnie czeka po naszym powrocie… - jakoś nie umiem tak hop siup i już odpoczywam.
Wiem, bo ja też.. Zawsze czuję jakiś ścisk żołądka na coś, co trzeba zrobić, załatwić.. Ajć! Myster strasznie mnie zadrapał. Coś kombinował.. Próbował przejść na tylną część rowerka i dobrze, bo to oznaczało, że poczuł się odważniejszy. Najpierw ostrożnie stawiał łapki, patrząc wciąż z przerażeniem na wodę, ale za chwilę już dumnie siedział i wwąchiwał się w powietrze. Już nie wyglądał na nieszczęśliwego, i co najważniejsze, byliśmy wszyscy troje razem. Pomysł Tomka okazał się fajny. Zaczęliśmy znów płynąć, a Myster odważniaka wdrapał się na wzniesienie miedzy nami i stał dumnie wyprostowany, jak stary wilk morski. Uśmialiśmy się z tego strasznie! Myślałam. że się posiusiam ze śmiechu! Niestety aparat został w samochodzie, by nie uległ zniszczeniu lub zamoczeniu, wiec tylko w naszej pamięci utrwaliliśmy pozy i miny Mystrera – Żagla. Trzy godziny minęły nie wiadomo kiedy, a poczuliśmy to najbardziej w naszych ściśniętych żołądkach. Zakręciliśmy do zatoczki w stronę dworku-restauracji. Był on naprawdę imponujący, a z daleka, z naszej perspektywy, wyglądał jak namalowany. Podpłynęliśmy do pomostu i wszyscy sprawnie wyskoczyliśmy na brzeg. Myster był chyba jednak bardzo szczęśliwy z zakończenia rejsu i radość z ponownego dotknięcia lądu okazał „szałkowaniem” jak to nazywaliśmy z Tomkiem, czyli szybkim bieganiem w kółko z głośnym radosnym poszczekiwaniem. Jeszcze kilka fotek przy rowerku wodnym i udaliśmy się do restauracji.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz