niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 2, część 5

Dopiero latem, prawie pół roku później miałam się dowiedzieć, co się stało z Trupkiem…
Pewnego sobotniego przedpołudnia, bardzo słonecznego, wybrałam się z Mysterem na długi spacer. Przechodziliśmy przez osiedle domków szeregowych. Przy jednej z posesji jakiś pan zamiatał chodnik. Obok niego na chodniku siedział …. Trupek! Chociaż nie byłam do końca pewna czy to on. Zadbany, z lśniącą sierścią. Podeszłam bliżej. Pan obrzucił mnie niechętnym wzrokiem. Myster z Trupkiem już zaczęli zapoznawcze obwąchiwanie ogonów. Trupek? Nie Trupek?
-Przepraszam, czy mogę zapytać skąd pan ma tego psa? - zagaiłam niepewnie.
-A o co chodzi?- -pan odpowiedział niezbyt sympatycznie.
Opowiedziałam mu pokrótce historię z  Trupkiem. Już na początku opowieści pan się wyraźnie rozchmurzył i nawet uśmiechnął.
Widzi Pani – zaczął- znaleźliśmy go krótko przed Wielkanocą. Był nieprzytomny, myśleliśmy, że nie żyje, ale córka zobaczyła, że brzuch mu się lekko unosi, że oddycha. Cośmy z nim przeszli! Był bardzo chory, zagłodzony po prostu! Ale jak zaczął dochodzić do siebie to nam zwiewał do ogródka i siedział na środku trawnika. Pani, zimno jeszcze było bardzo, a on za nic do domu nie chciał wejść. Cyrki były! Jak posłanie na progu położyliśmy to wywlókł je i spał pod gołym niebem. Musiał mieć koszmarne życie.. tośmy mu budę w końcu w ogródku zrobili, ocieplili i zaczął tam mieszkać.Teraz nawet czasem podchodzi od strony tarasu i zagląda nam do salonu, ale nigdy nie wejdzie, na razie nawet nie da się pogłaskać, ale łazi za mną krok w krok. Ale na początku to był taki chudy i słaby, że potrafił stać i nagle się przewrócić. I mieliśmy problem jeszcze, bo się obok nowi ludzie wprowadzili i jak zobaczyli, że on na zimnie i deszczu śpi taki chudy to nam zaraz nasłali tych obrońców zwierząt. A oni nas o mało żywcem nie zjedli, bo myśleli, że my go do takiego stanu doprowadziliśmy. Nie dali nam do słowa dojść. Pani, musiałem do tego weterynarza dzwonić, by przyjeżdżał i świadczył za nas jak go ratowaliśmy. I jak pani dziś podeszła to myślałem, że znowu jakieś animalsy idą. Ale ja nie mam pretensji, cieszę się, że się ludzie interesują zwierzakami, bo jak się czasem słyszy, że..
Przerwał i spojrzał zakłopotany na mnie. A mnie leciały łzy, ciurkiem po policzkach... łzy szczęścia, łzy wdzięczności dla dobroci tych ludzi. Miałam ochotę ucałować tego pana, musiałam się bardzo powstrzymywać by tego nie zrobić.
Myster pięknie się bawił i zaczepiał Trupka. Powoli się żegnałam i odchodziłam. Chętnie bym jeszcze została i posłuchała szczegółów, ale nie chciałam wyjść na kompletną wariatkę, bo łzy mi wciąż płynęły. Odchodząc odwróciłam się jeszcze raz. Pan zamiatał dalej, a Trupek, przepraszam teraz nazywał się Reks, wodził spokojnym i rozkochanym wzrokiem za swoim panem, prawdziwym CZŁOWIEKIEM.
(ciąg dalszy nastąpi...)

1 komentarz: