niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 3

Spojrzałam na Tomka, który ku mojej ogromnej radości też dostrzegał to piękno i widziałam, że był pod wrażeniem. Myster zaś już nie mógł wytrzymać tych wszystkich zapachów, smaków. Czuł zew natury. Puściłam go ze smyczy, rozglądając się wcześniej czy na pewno nie widać żadnego psa, samochodu czy innego potencjalnego zagrożenia. Myster puszczony wystrzelił jak z procy. Zaczął się rytuał obwąchiwania, szaleńczego biegania, ogółem zapoznawania się z terenem. Jednak w tym całym szaleństwie Myster nie tracił głowy. Co jakiś czas łypał w naszą stronę okiem; może sprawdzając gdzie jesteśmy, a może trochę patrząc czy podziwiamy jego wyczyny i akrobacje. Kochany, mądry pies.
Obejrzeliśmy cały teren, zaglądając nawet do stajni, gdzie stały naprawdę piękne i zadbane konie oraz obserwując dorodne uprawy. Wcześniej zapięłam jednak Mystera, nie chciałam ryzykować, że zdenerwuje koniki.  W końcu zgłodnieliśmy i udaliśmy się do gospody. Ze względu na Mystera (by mieć go na oku i vice versa) usiedliśmy na zewnątrz. Przed gospodą stało kilka samochodów, ale miałam wrażenie, że jesteśmy jedynymi gośćmi. Widocznie sezon jeszcze się tu nie rozpoczął. I całe szczęście, ponieważ cały urok tego miejsca łączył się z tą ciszą, pustką i spokojem. Zaraz jak usiedliśmy zjawiła się kelnerka. Była to dziewczyna pewnie w moim wieku, (chociaż teraz to naprawdę ciężko jest ocenić wiek!), ładna blondyneczka o delikatnych rysach i anielskich loczkach. Ubrana była w strój chyba łowicki, choć szczerze mówiąc nie znam się na tym. W każdym razie oprócz występów Mazowsza w telewizji to nigdy, a szczególnie na żywo, nie widziałam takiego stroju. To było coś! Kwiecista spódnica, falbaniasta, wyszywana bluzka i rzędy korali na szyi. Bomba!
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz