sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 7, część 2

Droga była wspaniała! Tomek spał na siedzeniu pasażera, Myster z tyłu, a ja włączyłam sobie cichutko radio i jadąc z przyjemnością obserwowałam świat. Im bardziej oddalaliśmy się od Warszawy, tym było ładniej, trasa robiła się bardzo rolnicza i typowo wiejsko-polska.
Czułam, że odpoczywam. Od pracy, kłopotów, złych myśli.
Przejechaliśmy dość szybko, bo po ponad 3 godzinach byliśmy u celu. Głównie dzięki Tomkowi, który jednak jeździł dużo szybciej ode mnie i który przejął ster po prawie 2 godzinnej drzemce.
Czułam podekscytowanie. Znalazłam w internecie naprawdę fajne miejsce, wprost wymarzone!
Ciekawa byłam jak będzie wyglądało „na żywo”.
Skręciliśmy w boczną alejkę i … przed nami wyłonił się cały kompleks.
Główny budynek – gospoda – był zrobiony w stylu starego polskiego dworu szlacheckiego, kryty strzechą. Z pięknymi drewnianymi okiennicami, nasturcjami pnącymi się do okien, z małym płoteczkiem, na którym pozawieszane były stare gliniane gary. Cudo! Na prawo od gospody był dość spory zacieniony taras i plac zabaw. Na lewo zaś rozpościerało się jezioro, teraz iskrzące się w promieniach słońca, do którego można było zejść drewnianymi schodkami, wejść na molo lub popływać łódką lub rowerkiem wodnym, których kilka stało przy brzegu. W głębi za gospodą widać było stadninę, sad, ogród.  Na dachu stadniny w gnieździe siedziała cała bociania rodzina, a w ogródku miedzy rzędami warzyw przechadzały się kuropatwy i pawie. Oczom swoim nie wierzyłam! Miejsce jak z „Pana Tadeusza”, prawdziwie polski idylliczny obraz wsi! Oczom nie wierzyłam, ale uszom i nosowi też. Ptaki wyśpiewywały wspaniały koncert, a w powietrzu czułam bardzo różnorodne zapachy. Zapachy ziemi, trawy, jeziora, może trochę ryb, a przede wszystkim czegoś wspaniałego jedzeniowego i ten zapach niewątpliwie dolatywał z gospody.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz