środa, 19 listopada 2014

Rozdział 20, część 5

Ech…. życie życie jest nowelą… raz przyjazną a raz wrogą… - chodziło mi po głowie. Swoją drogą sąsiadka mówiła mi, że tu gdzieś blisko kręcą ten serial. Była zdziwiona, że jakoś się nie orientuję. Mało byłam „telewizyjna”.
No właśnie – sąsiedzi… Lubiłam ludzi, naprawdę. Obserwować ich, rozmawiać z nimi. Kiedyś tak nie było, ale od czasów Mystera, otworzyłam się na otaczający świat i ludzi. Gdyby nie on... Nawet już nie wiem jak to było przed nim. Musiałam być nieźle jak to teraz dzieciaki mówią „zamulona”. Praca-dom-praca-sklep równa się zero ruchu, świeżego powietrza, (jeśli w Warszawie w ogóle obowiązuje takie pojęcie) i prawie zerowe kontakty międzyludzkie, pomijając wiecznie wpatrzonego w komputer i odpowiadającego półsłówkami Tomka. Rany, dobrze, że nie zdziczałam!
No więc sąsiedzi... Byli zdecydowanie inni niż ci blokowi, warszawscy czy choćby sąsiedzi cioci Wandy, na wsi. Chyba niestety wolałam tych na wsi. Byli jacyś tacy zwyczajni? Normalni? Ci tu mam nadzieję, że też, musiałam się tylko nie zrażać skorupą (czytaj: obudową) zewnętrzną.
(ciąg dalszy nastąpi...)

1 komentarz:

  1. Agatko, czytając "Serce na łapie", odnoszę wrażenie, że rozmawiam z Tobą. Chyba nawet w fikcji trudno autorowi (przepraszam za tę męską końcówkę) ukryć swoją osobowość.

    OdpowiedzUsuń