sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 18, część 4

Dni mijały leniwie. Już byliśmy w połowie wyjazdu. Już zaczynałam podsumowywać, że to chyba najlepszy nas wyjazd, gdy… zadzwonił tomkowy telefon. W sumie dzwonił i tak codziennie, na co przymykałam oko, starając się wszystko łagodzić i nie szukać pola do konfliktu, byśmy nareszcie pobyli razem, na spokojnie. Stale ktoś do niego dzwonił z pracy, a na moją jedną małą sugestię, że może warto po prostu wyłączyć telefon, odpowiedział, że jego koledzy od lat boją się wziąć urlop. Ech... Postanowiłam to przełknąć…
Jednak ten telefon zmienił wszystko. Dzwonił do Tomka główny szef i sugerował, by już jednak wracał, bo on najlepiej tu wszystkich (cytuje) „trzyma za jaja”. Tomek poczuł się wyraźnie doceniony i nawet ze mną nie skonsultował, tylko od razu grzecznie potwierdził, że jutro będzie w pracy. Wrzałam! Byłam wściekła!
Tomek, to nasze wakacje, pierwsze od dawna, nasz własny, prywatny czas! - krzyczałam.
Jak możesz tak po prostu się godzić?! Dajesz sobą pomiatać, jesteś na każde skinienie - krzyczałam coraz głośniej.
Uspokój się, nie histeryzuj, muszę jechać, bo inaczej za tydzień może się okazać, że nie mam już do czego wracać - próbował uspokajać Tomek.
I tak zawsze będzie?! Nasz czas nie jest ważny? - nie mogłam się opanować.
Myślisz, że mam ochotę skąd odjeżdżać? Po prostu nie mam wyboru, zrozum.
Nie, nie rozumiem. Masz wybór. Jesteś dorosły. Szanuj się. Zadzwoń i powiedz żeby sobie radzili, że jak wrócisz to wszystko wyprostujesz, proszę cię - dodałam.
Amelko, nie mogę, przestań. Wracamy, dobrze? Zapłacimy tym gospodarzom za całość, żeby ich nie stawiać w głupiej sytuacji i wracamy.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz