piątek, 31 października 2014

Rozdział 18, część 3

Byłam spokojna dopiero, gdy już siedziałam na plaży. Tomek drzemał, Myster też padł. Po pierwsze robił mnóstwo kilometrów biegnąć tak przy rowerach, chociaż widziałam, że sprawiało mu to wielką przyjemność. Po drugie, codziennie na plaży wykonywał pewien bardzo śmieszny rytuał. Najpierw bardzo długo szukał sobie idealnego miejsca. Obwąchiwał, przysiadał, stękał, marudził, wstawał, szedł gdzie indziej. Trochę to trwało. A szedł ledwo powłócząc łapami taki był zmęczony biegiem. Gdy już udało mu się znaleźć idealne miejsce, zabierał się do roboty. Kopał, kopał, kopał. Przemieszczał się, nastawiał i tak sobie kopał grajdołka. Gdy już stwierdzał, że jest ok, kuperek wsadzał do dołu, łapki i pyszczek trzymał na wierzchu, i tak powykręcany, wydawał z siebie pomruk zadowolonego misia i zasypiał. Gorzej, gdy plażą szła jakaś piękna sunia i wtedy zrywał się jak błyskawica i leciał się witać i obwąchiwać. Śmieszny był strasznie i dawał nam mnóstwo radości. Bez niego byłoby jakoś tak… smutno po prostu. Dzieci gospodarzy wprost go uwielbiały. Czasem wieczorami pukały do nas do pokoju i pytały czy mogą wypożyczyć psa do zabawy. Myster czasem był chętny, ale nie zawsze. Czasem udawał, że rozmowa go nie dotyczy i cofał się w głąb pokoju udając, że go nie ma.
U gospodarzy byli też inni goście. Miałam wrażenie, że się znają, a może tu się poznali. Robili wieczorem grille i ogniska, gadali. Zapraszali nas do siebie, ale Tomek oponował, a mnie głupio było iść samej, taki już był ze mnie „dzik”.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz