piątek, 24 października 2014

Rozdział 17, część 3

Krążyliśmy i krążyliśmy a GPS mówił nam, że jesteśmy u celu. A tu pole, w oddali las i tylko dwa gospodarstwa. Więc jechaliśmy dalej oczekując nie wiem, czego, chyba, że zaraz nam przed oczami deptaczek wyrośnie, bazarek z chińszczyzną i smażalnia, czyli typowe Polaka wyobrażenia o miejscowości nadmorskiej. A my już byliśmy naprawdę na miejscu… To była ta wioska. Podjechaliśmy pod jeden z domów, wysiadłam, pogadałam i zaraz wiedziałam, że kwaterę mamy tuż obok, w drugim gospodarstwie. Ładny, odnowiony, duży dom, z budynkami gospodarczymi, ale też ławeczkami do posiedzenia, miejscem na ognisko, rowery. Tomek już wnosił rzeczy, bo dostał od gospodarza klucz do pokoju, a my z Myterem poszliśmy w pole na pierwsze sikanie w nowym miejscu. Znaczy Myster, nie ja, hi hi. Zresztą i tak czas był na ewakuację, bo Tomek był wyraźnie zły i coś tam przeklinał pod nochalem. Mnie już się podobało! Gospodarze, młode małżeństwo z czwórką dzieci (rany!dużo!) wyglądali na ludzi wykształconych, chyba dopiero uczących się obcowania z letnikami. Byli bardzo mili, ale widać było, że dość nieufni. Pokazali mi zaraz co i jak w ogrodzie, z czego można sobie spokojnie korzystać, o której proponują posiłki i tak dalej.
Nie chciałam być niegrzeczna, ale strasznie mnie już nurtowała sprawa morza. Gdzie jest to morze?
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz