sobota, 18 października 2014

Rozdział 16, część 1

***

Parę miesięcy później…

***

Czasem nasze życie dzieli się na te chwile, na które bardzo czekamy i te, które chcemy szybko przejść, zamknąć oczy, żeby już było po. Do mnie zbliżały się właśnie obie te chwile na raz. Jedna, wspaniała, wyjazd nad morze, do którego odliczałam już dni i godziny. Druga, która czekała mnie najpierw, to grill u znajomych Tomka, coś, co po prostu musiałam jakoś przeżyć. Często zdarzało mi się znaleźć wymówkę i po prostu nie uczestniczyć w tych spotkaniach, ale od czasu do czasu musiałam się pojawić, choćby na troszkę. Tomek mówił, że po prostu jestem źle nastawiona i że nigdy nie próbowałam tych jego wszystkich znajomych poznać. Ok., może i tak. Rzeczywiście miałam taką cechę w sobie, że jakoś odczytywałam czyjeś fluidy i albo od razu kogoś lubiłam albo zrażałam się od pierwszego kontaktu, co pewnie nie było w porządku w stosunku do różnych ludzi, ale... w wielu przypadkach okazywało się potem, że te moje negatywnie odbierane fluidy potwierdzały się w życiu. No cóż, nie lubiłam tych znajomych Tomka i już. Może gdybyśmy spotykali się z nimi jakoś tak osobno to miałabym z nimi, o czym pogadać, a tak to odbierałam ich, jako „obcą, wrzaskliwą masę ludzką”. Ja pewnie też nie robiłam dobrego wrażenia, bo siedziałam zawsze z boku, cicha, ale zdystansowana i czekałam tylko, by już można było wracać. Gospodyni, Milena, żona dobrego kumpla Tomka, jak zwykle przygotowała same pyszności. Bardzo się starała, elegancka, grzeczna, ale odbierałam ją, jako osobę sztuczną, pozującą. Zresztą podpadła mi tym, że nie mogliśmy przyjechać z Mysterem, bo to działka jej rodziców, piękny trawnik, klomby i mógłby zrobić szkody itp. Zupełnie do niej nie dochodziło, że Myster to porządny gość, że nawet na kupę musi wyjść gdzieś dalej, by „złapać trochę intymności” i że narobi na pewno mniej szkód niż ci jej wspaniali koledzy, co po paru drinkach będą sikać po krzakach i wymiotować, bo nie zdążą do łazienki. Ale może to i dobrze, że Myster został sobie w cichym, spokojnym mieszkaniu. Tu było strasznie wrzaskliwie i ta muzyka umc, umc, nie do wytrzymania. Rany, ja to chyba naprawdę odstaję coraz bardziej od społeczeństwa, bo jedyne, o czym marzyłam siedząc tu z nimi wszystkimi to ciepły kocyk, Myster zwinięty w nogach, dobra książka (a właśnie czytałam wspaniałą biografię Sadayakko, pierwszej gejszy, którą zobaczył świat) i muzyka cichuteńka w tle…
No dobrze, ale na razie byłam tutaj i trzeba się było socjalizować.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz