środa, 22 października 2014

Rozdział 17, część 1

Nadszedł dzień wyjazdu, nareszcie. Wstaliśmy wcześnie, Tomek pakował samochód, a ja dopakowywałam ostatnie rzeczy w domu. Najbiedniejszy był Mysterek. Od wczoraj już przeżywał pakowanie. Za każdym wyjazdem przerabialiśmy tą samą historię. On strasznie się denerwował, że go nie zabierzemy czy coś, popiskiwał aż ze zdenerwowania, a potem wpadał w szaleństwo radości, że zabieramy go ze sobą. Tym razem, ponieważ jechaliśmy aż na dwa tygodnie, torby zapakowaliśmy już wczoraj i ustawiliśmy blisko drzwi. Myster całą noc nie spał, łazikując tylko między swoim posłaniem, a torbami. Przysiadał przy torbach, siedział jak taki ostatni biedak, siedział, aż przysypiał, łepek mu zaczynał lecieć do przodu, wtedy otrząsał się, szedł na posłanie, tam się mościł, kładł, ale cały czas dzielnie obserwując torby i znowu, gdy głowa mu leciała, wstawał, szedł do toreb i tak w kółko. Jakby mi ktoś opowiadał to bym chyba nie uwierzyła. Ja też nie spałam, dopakowując wciąż różne rzeczy i korzystając, że Tomek śpi. Ja jakoś się denerwowałam zawsze zmianami, podróżą i nie mogłam zasnąć. Zresztą dzięki temu, że Tomek się nie kręcił, mogłam konspiracyjnie dopakować jeszcze sporo różnych rzeczy. Bo tak to było marudzenie, że, po co mi suszarka, a po co tyle T-shirtów. Jakoś Tomek nie rozumiał mojego argumentu, że skoro jest samochód to przecież się wszystko zmieści, a ja lubiłam wziąć sobie dużo rzeczy, bo nigdy nie było wiadomo, co się może przydać, szczególnie nad polskim morzem, gdzie pogoda jest tak zmienna.
Ech... więc następnego dnia Tomek dzielnie spakował samochód (kurka, aż po sufit, plus nad sufit, bo jeszcze rowery), po czym on prowadził, a my z Mysterem odsypialiśmy zarwaną noc.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz