środa, 1 października 2014

Rozdział 13, część 1

Moje wizyty u pani Heleny stały się rytuałem. Często wpadałam, by zapytać, co jej kupić, załatwić. Rzadko korzystała, sporadycznie, (widziałam, że czuje się naprawdę fatalnie) prosiła mnie, by coś jej załatwić. Czułam się wtedy taka potrzebna, uskrzydlona! Nieraz piłyśmy razem kawę, szczególnie, że Tomka nie było teraz bardzo często w weekendy, wiec wtedy nieśmiało pukałam i wpraszałam się na kawę i następne opowieści. Myster, spryciarz, nauczony, że te spotkania zawsze trochę trwają, zaczął brać swojego ukochanego żółwia-podusię, przeciągając ją przez próg mieszkania aż na środek dywanu u pani Heleny, gdzie z głośnym westchnieniem padał i zasypiał błogo, czasem tylko łypiąc półprzytomnym okiem na mnie czy na pewno jestem.  Czułam, że opadają mi klapki z oczu, że zaczynam coś rozumieć ze świata, zaczynam nie bać się zadawać pani Helenie różnych pytań o jej życie, o historię. To wszystko było niesamowite i przerażające. Ciocia Wanda, urodzona parę lat przed wojną, też to musiała pamiętać, przeżyć, ale nigdy, przenigdy nic mi o tym nie mówiła. Dlaczego?
Czułam, że pani Helena również z przyjemnością słucha moich historii, z chęcią uczestniczy w różnych moich codziennych sprawach, interesuje się i dopytuje. Bardzo mnie to cieszyło. Mijały miesiące, a ja czułam, że zaczęła mnie łączyć z panią Heleną przyjaźń; tak, przyjaźń, mimo, że dzieliły nas dwa pokolenia. To było niesamowite i zupełnie nowe dla mnie doświadczenie. Czułam, że moje życie stało się bardziej wartościowe, mądrzejsze. Tomek jakoś nie rozumiał tej mojej więzi, dziwił się. Wciąż nie mogłam go namówić, by wybrał się ze mną do pani Heleny.
Pewnego dnia zastałam panią Helenę nad albumem, który właśnie przyniósł jej listonosz.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz