sobota, 25 października 2014

Rozdział 17, część 4

Wiedziałam z ich oferty na stronie, że morze jest trzy i pół kilometra stąd, co wydawało się super pretekstem do codziennych wycieczek rowerowych. Gospodarz, już wiedziałam, pan Jacek, pokazał w stronę lasu. Tamtędy przez las, a potem przez górki i już będzie plaża, naprawdę piękna. Uśmiechnął się. Taki jakiś spokój od niego bił. Mówił powoli, jakby cieszył się każdym słowem, chwilą rozmowy. Słuchał, co ja mówiłam, nie był podirytowany kolejnym, pytaniem. Taki, jak z innego świata. A może to w Warszawie po prostu jest taki spęd ludzi hałaśliwych, zaganianych, szczurków w wielkim wyścigu?
Gdy już się wszystkiego dowiedziałam i wyspacerowałam z Mysterem, poszłam na górę, ciekawa pokoju. Pokój był niewielki, ale dla naszej trójki wystarczający. Ładne słoneczne ściany, proste meble, na stoliku świeże kwiaty, ogólnie czysto i miło, choć bez specjalnych luksusów. Tomek zdążył się już wyciągnąć na łóżku, w otoczeniu wszystkich właśnie przyniesionych toreb, torebek i torebuś. Teraz była moja kolej. Logistyczne rozpakowanie całej naszej trójki. Ale najpierw wyrywałam się po prostu, by już zobaczyć morze, plażę. Zajrzałam jeszcze do łazienki, która była wprost miniaturowa, ale prześliczna i było w niej wszystko co potrzeba.
Tomek, i jak ?
No… dość dziwnie trochę, jak na końcu świata, jak my tu wytrzymamy? - uśmiechnął się kwaśno.
No coś Ty! Jest super! Tak blisko natury, zero turystów! Byłam podekscytowana i szczęśliwa i bardzo chciałam tym zarazić Tomka.
No, ale jakoś nikt tu chyba nie przyjeżdża, więc chyba nie jest tak super – powątpiewał Tomek.
Chodźmy nad morze, zobaczyć plażę, podobno jest piękna, zobaczysz, spodoba ci się tu.
Mysterowi to dwa razy nie było trzeba mówić i już skakał wokół mnie i tarmosił smycz, by się pospieszyć.
Widzisz? - pokazałam na Mystera - idziemy.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz