piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 21, część 6

A trochę tego było. Stare zeszyty szkolne, z milionem ważnych notatek i korespondencji ławkowych z koleżankami, często z przyjaciółkami „na wieki”, o których teraz nawet nie wiedziałam często jak się po mężu nazywają. Stare wisiorki, kartki świąteczne, notatniki ze skrupulatnym planem, kiedy jaka klasówka czy lektura do przeczytania (cała ja!). Czasem ocierałam łezkę czytając swoje notatki czasem bliskie myślowo, a czasem jakby innej, obcej osoby.
Jeden karton wzruszył mnie szczególnie. Strzępki materiałów, druty, motki, kanwa, tamburynki i szydełka. Robótki ręczne! Ukochane przeze mnie w okresie szkoły podstawowej. Nić łącząca mnie z ciocią Wandą. To ona mnie wszystkiego nauczyła. Haftu krzyżykowego, szydełkowania, drutów. Dawało mi to mnóstwo radości! A potem jakoś to odstawiłam, i nie robiłam tyle lat! Ostrożnie rozpakowywałam kolejne przed laty wyczarowane cuda – haftowane obrazki. Wazon pełen tulipanów, altanka tonąca w kwiatach czy wielki faraon, którego haftowałam u cioci przez długie wieczory zimowe po odrobieniu lekcji. Przypomniałam sobie ciocię cierpliwie pochyloną nade mną i pokazującą nowy ścieg czy wzór.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz