środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 27, część 4

-Magda, nic tu po nas, musimy wracać do Warszawy, tam są klinki weterynaryjne czynne całą dobę, tam jest Kuba...
-Tak, też tak myślę, ale nie wiem jak on przeżyje taką daleką drogę, może zostawimy go gospodarzowi, może jutro ten weterynarz tu …
Nie ! – przerwałam jej ostro. My go znalazłyśmy, my musimy mu pomóc! Nikt tego za nas nie zrobi, nie wiesz, jacy są ludzie?
Czułam, że jesteśmy blisko kłótni. Magda najwyraźniej najchętniej by umyła ręce i uciekła od tego małego potworka, śmierdziuszka.
Niecałą godzinę później byłyśmy na trasie do Warszawy. Magda maksymalnie skupiona na jeździe, czułam, że trochę na mnie wkurzona. Pod moimi nogami Biedaczek, zawinięty w nasze ręczniki. Prawie się nie poruszał. Spał? Czekał? Dotykałam go delikatnie sprawdzając czy jeszcze żyje. Drugą ręką głaskałam i uspokajałam Mystera siedzącego z tyłu, który z niepokojem obserwował zawiniątko pod moimi nogami. Jazda był ciężka. Nie chciało mi się ani siku, ani jeść, byle dalej, byle szybciej do Warszawy. Ale ze względu na Magdę i Mystera zatrzymałyśmy się. Psiak nie chciał za nic opuścić samochodu. Chyba było mu tu dobrze, zostawiłam go w spokoju. Całą siła swojego wątłego jestestwa przytulał się do ręczników.
W mojej głowie kołatały różne myśli. Gdzie z nim jechać???
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz