czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 29, część 2

-Chyba się mówi, że się ktoś jopi, tak?-powiedziałam.
I w tej chwili popatrzyliśmy na psiaka. To była eureka! Tak, on się nie patrzy, on się jopi!
- To może będzie się nazywał Jopis czy Jopek – wymyślał Kuba (był zaangażowany w sprawę psiaka po same uszy).
-Jopek, to może nie, bo to jednak nazwisko, jak Anna Maria Jopek, może to nieładnie nazywać psa czyimś nazwiskiem. Bo zawsze mnie denerwuje, jak ludzie nazywają psy imionami ludzkimi.
-To może Jopuś?
-Jopuś, Jopuś, brzmi słodko! Klasnęłam z radości. I tak stałam się posiadaczka drugiego psiaka – Jopusia.
Zdrowotnie Jopuś był coraz lepszy. Gorzej szło leczenie psychiki. Bardzo się wszystkiego bał. Kuba mówił, że to też przejdzie, choć pewne urazy mogą mu zostać na zawsze. Najważniejsze, co można było na to poradzić to duża dawka witaminy M (czyli miłości). Powoli podejmowaliśmy próby znoszenia Jopusia na dół, do domu. Bał się potwornie. Każdy nowy centymetr pokoju budził jego paniczny strach, każdy cień, każdy ruch. Najchętniej wracał do siebie na stryszek. Tam czuł się pewnie. Nieraz dochodziło z stamtąd niezłe pochrapywańsko, ale czasem tez taki jakby płacz. Nieraz leciałam w nocy na stryszek, słysząc płacz Jopusia. Budziła go wtedy moja obecność, uspokajał się. Zapraszałam go na dół, ale wzbraniał się. Nie zmuszałam go. Kuba mówił, że przyjdzie na niego czas, że trzeba mu dać więcej czasu.
Kuba był niesamowity! Nieraz nachodziła mnie myśl, że byłby wspaniałym tatą! Takim mądrym, rozsądnym! Ech tam, głupie myśli. Kuba traktował mnie super, ale chyba nie widział we mnie kobiety, tylko taką kumpelę, a może po prostu dziewczynę nieżyjącego kumpla. Nie wiem.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz