czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 30, część 7

Kuba mocno mnie tulił, gładził po włosach i uciszał spokojnie. Nie wiem nawet, kiedy zabrał ode mnie Jopusia, którego trzymałam przez ostatnie minuty na rękach (pewnie bał się, że go uduszę z tych emocji). Jopuś siedział teraz grzecznie na podusi w koszyku na rowerze, wyraźnie zrezygnowany…
Trwaliśmy tak – czekając, nie wiem ile. Pięć minut, dziesięć, dwadzieścia. Wydawało nam się, że minęły już całe godziny… pani pokręciła się jeszcze chwilę i poszła do siebie, niby do ogródka, ale widziałam, że podpatruje na nas i czeka na rozwój wydarzeń.
I nagle usłyszeliśmy szelest gdzieś daleko, a potem tętent jak stada koni i …zapach strachu. To pędził Myster, rozczochrany, wystraszony, ale szczęśliwy, że nas widzi. Pisnęłam aż z radości!!!! Myster, kochany mój!!! Już go tuliłam, głaskałam. Jopuś piszczał, ale też powarkiwał lekko na Mystera dając mu pewnie do zrozumienia, że źle zrobił i pewnie opowiadając „po pieskowemu” cośmy tu przeżyli. Widziałam, że Kuba też był wzruszony. Pani krzyczała do nas byśmy szybko zwiewali, bo nie wiadomo czy za nim zaraz z lasu nie wyjdzie stado dzików. Ruszyliśmy do domu, machając radośnie do tej pani na pożegnanie. Myster ledwo oddychał, był tak zziajany, że myślałam, że wypluje płuca.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz