niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 34, część 4

O rety – jęknęła za mną pani Hania, która widocznie musiała podążyć za mną – biedaczek!
Wyszła ekspedientka ze sklepu – To pani pies? - zapytała prawie wrogo.
Nie, właśnie go zobaczyłam - odpowiedziałam cicho.
Wygląda potwornie – idę do mięsnego po coś dla niego – zdecydowała pani Hania.
Ja  w tym czasie myślałam już gorączkowo, co robić. W parę minut przy psie zrobił się niezły tłumek. Mama Kuby przyniosła kiełbaski, pani ze sklepu przyniosła nóż, by je pokroić (apelowałam, by nie dawać mu za dużo, bo jak jest za bardzo wygłodzony to takie nagłe najedzenie bardziej mu zaszkodzi niż pomoże). Jedna pani poleciała do pobliskiego second handu i przyniosła kocyki, którymi okryliśmy psiaka. Siedział tak zmaltretowany i zupełnie obojętny. Mama Kuby schylała się do niego i głaskała. Tłumek początkowo dyskutował, jacy to ludzie są okropni itp. Ale zaczął szybko się przerzedzać, bo było rzeczywiście przeraźliwie zimno. I tak byłam podbudowana reakcją ludzi, naprawdę.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz