poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 35, część 5

Ja w tym czasie krążyłam wokół z komórką przy uchu. Nie było mowy bym zabrała psiaka do siebie, nie mogłam też go tutaj tak zostawić na tym zimnie. Zadzwoniłam do pani Eli z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, by się doradzić co i jak. Była taka kochana i zawsze gotowa do działania! Zresztą jak ją poznałam (znowu dzięki pani Helenie!) to jakoś myślałam, że będę jej pomagać, jakoś z nią działać. Wszystko się jakoś rozeszło, gdy znalazłam Jopusia. Intensywna opieka nad nim wykluczała możliwość pomocy pani Eli. Trochę mi było głupio wobec niej chociaż czułam, że ona to wszystko rozumie. Pani Ela mówiła, że najlepiej byłoby zadzwonić po straż miejską, ale nie jest pewne, co oni z nim zrobią, to znaczy, do którego schroniska go zawiozą.
Prawda jest taka – westchnęła pani Ela, że jedno schronisko jest całkiem niezłe, jeśli tak można powiedzieć w ogóle o schronisku, ale jeśli tam nie mają miejsca to go zawiozą gdzieś indziej, a tam może się okazać, że nie będzie miał lepiej niż na ulicy. Westchnęła. Czekaj! – dodała.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz