sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 36, część 1

Uporczywymi telefonami na straż miejską udało mi się dowiedzieć gdzie psiaka przewieźli, a potem zaczęłam wydzwaniać do tej lecznicy. I tak przez najbliższe dni codziennie wydzwaniałam do pana Kazimierza – bo tak miał na imię lekarz, do którego z interwencji trafił Czaruś, (bo tak go sobie na razie nazwaliśmy). Nie był na początku najsympatyczniejszy, w ogóle był raczej zdziwiony, że mnie interesuje jakiś tam pies. Dowiedziałam się, że psiak jest rasowy, ale stareńki. Miał około 12, 13 lat, słabo widział i był ogólnie bardzo osłabiony i wycieńczony. Nie łatwo mi było się tego wszystkiego dowiedzieć. Lekarz odzywał się zdawkowo, był nawet lekko podirytowany i mówił, że nie ma czasu na takie telefony.  Jednak słuchając rad Kasi postanowiłam nękać tego pana codziennymi telefonami, co sprawiło, że jakoś się chyba do mnie przekonał i był milszy co miałam nadzieję (wielką!)również wpływało na jakość opieki nad Czarusiem – bo jak mówiła Kasia najgorzej mają te zupełnie porzucone, zaniedbane, o które nikt się nie upomni. Czaruś już był w moim sercu i miałam nadzieję, że los się jakoś jeszcze do niego uśmiechnie.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz