piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 55, część 1

Odetchnęłam ciężko. Ostatnie godziny to był jakiś koszmar.  Wyprostowałam zdrętwiałe nogi. Mój żołądek jęczał z głodu, ale to wszystko to było nic w porównaniu do tego co musiała przejść ta skulona pod moimi nogami, właśnie usypiająca pod wpływem środków przeciwbólowych, sunieczka. Była nieprawdopodobnie podobna do Mysterka, klon po prostu.  Albo raczej była by normalnie podobna do mojego wypasionego Mysterka, ale w tej chwili wyglądała potwornie…
Bardzo długo czekałyśmy. Ja i ona, w poczekalni weterynaryjnej. Gdzieś obok trwały jakieś operacje, ze szpitalika dochodziły miauczenia i ciche popiskiwania futrzanych rekonwalescentów.
- Może chce pani wody? – zapytał jakiś przemiły głos nade mną.
- Nie, dziękuję – uśmiechnęłam się smutno. Byłam ledwo żywa ze zmęczenia, ale emocje wciąż we mnie buzowały.  Wiedziałam, że teraz tygodniami będę śniła ten sam sen – autostrada, samochody śmigające jeden za drugim, i nagle wszyscy trochę zwalniają, coś omijają. Miedzy pasami, w kałuży krwi, wije się dogorywający pies. Słyszę swój własny krzyk – zatrzymaj się!- to mój, ostry, nie znoszący sprzeciwu głos. Następne minuty działam jak w transie, czuję jakby to się działo gdzieś obok mnie, będę się potem dziwić skąd wzięłam na to siłę i odwagę. Gestykulując, staram się zatrzymać kolejne nadciągające samochody. Dobiegam do zwierzaka, widzę wielkie cierpienie w jego oczach. Krew, cały pies jest we krwi, nie mam pojęcia jak go chwycić. Są przy mnie, przerażeni, Patrycja i Adam. Zdejmuję z siebie kurtkę i najdelikatniej jak się da podnoszę psa. Nie pytając Patrycji i Adama w ogóle o zdanie pakuję się z psem do samochodu. Oni przerażeni. Ja też.
- Co teraz? – cicho pyta Patrycja.

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz