wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 56, część 1

Skończyłam rozmawiać z Patrycją i z radości aż zatańczyłam przed lustrem. Cudownie, cudownie! Wytarmosiłam Mysterka i Jopusia i poszłam sobie nalać wody do wanny na długą kąpiel. Miałam w sobie w tym momencie taką energię, taką radość!!! A parę tygodni temu miałam brzuch cały ściśnięty z powodu nadmiaru stresu i ogólnego „bólu istnienia”.  Wszystko układało się nareszcie dobrze! Podejrzanie dobrze – podpowiadała mi psychika, czekając na czyhające ukradkiem złe wiadomości czy porażki. Ale nie, było wspaniale! Sunieczka, po kilku operacjach, cała w gipsach i opatrunkach leczyła swoje futro i duszyczkę w wymarzonym domu u Patrycji i Adama. To była cudowna chwila, gdy powiedzieli mi, że zdecydowali się ją wziąć do siebie, na zawsze! Nie chodziło tylko o to, że kamień spadł mi z serca bo nie miałam pojęcia gdzie ją ulokować. Na początku co parę godzin trzeba było jej podawać leki, zastrzyki, zmieniać opatrunki i ogólnie „mieć na oku” czy na przykład nie grzebie sobie przy ranach. Bałam się potwornie bo widziałam jak do mnie lgnie, jak się cieszy, gdy przychodzę do niej do szpitalika. Widziałam jak duży ma lęk przed człowiekiem. Jak bardzo musiała być krzywdzona! Ale przełamywała się, pokazywała mi, że mnie lubi, jej oczka były takie mądre i przeraźliwie smutne. Bałam się, bałam się, że mi zaufa, pokocha, a nie mogłam jej zabrać, nawet na trochę. Nie mogłam jej ulokować w domu z dwoma nadaktywnymi psami, i zostawiać na wiele godzin dzień w dzień, ona potrzebowała spokoju i dużo dużo uwagi. Tak bardzo chciałam by nikt jej już nie zawiódł, nie zranił. Dlatego zupełnie nie wiedziałam jak szukać jej domu… Całe moje schroniskowe zaufane towarzystwo miało mnóstwo psów i kotów. Nie chciałam robić ogłoszeń, bo nie wyobrażałam sobie by poszła do jakichś zupełnie obcych ludzi. A zresztą tyle zdrowych psów nie może znaleźć domu, a co dopiero sunia w jej stanie…

(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz