wtorek, 23 września 2014

Rozdział 11, część 4

I tu usłyszałam historię jak z jakiegoś filmu i to bardzo marnego. Wojtek miał dziewczynę, czy jak to się ładnie mówi, partnerkę, chorobliwie o niego zazdrosną. Od początku nie mogła znieść mojego uczestnictwa w historii ratowania Komandosa, a moja wizyta w jego domu wywołała szał, który trwał ładnych kilka dni. Dlatego Wojtek nie odbierał ode mnie telefonów, by nie pogarszać jej stanu. Próbował z nią rozmawiać, uspokajać. Ona w końcu zwierzyła się, że…. zadzwoniła do mnie, by mnie przekonać bym dała mu spokój. I tu szok! A wiec ten telefonik „przemiły”, przez który o mało nie zemdlałam i nie zwymiotowałam to było „przekonywanie mnie do zostawienia Wojtka w spokoju”. Dobrze wiedzieć. Co za idiotka! Byłam tak oszołomiona historią Wojtka, że cały jego monolog przechodził mi w szum w uszach. Wojtek mnie przepraszał w jej imieniu, zapewniał, że jest wspaniałą osobą (jasne…), że kocha Komandosa. Generalnie chciał mi powiedzieć, że dla dobra zdrowia psychicznego jego partnerki i jej spokoju wewnętrznego, nie możemy się spotykać i nawet do siebie dzwonić i, że miło mu było mnie poznać. Rany, jaka psychoza!
Pożegnał się szybko, przepraszając jeszcze raz i obiecując podrzucać Kubie co nowsze zdjęcia Komandosa i zniknął. A ja tak stałam w kompletnym szoku i zdziwieniu…
Parę tygodni po tej przykrej sprawie, (którą oczywiście jak to ja odchorowałam) spacerując z Tomkiem po sklepie z elektroniką, usłyszałam znajomy głos z słuchawki. Poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach. Odwróciłam się do wielkiego monitora. Na ekranie zobaczyłam newsy jednej ze stacji informacyjnej i piękną, uśmiechniętą prezenterkę. Teraz już wiedziałam, kim jest partnerka Wojtka…
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz