czwartek, 4 września 2014

Rozdział 8, część 1

Wieczór u Mętowskich. To nasi starzy, bardzo starzy znajomi. Ja Jolę znam jeszcze z liceum, a gdy poznała Wojtka to okazało się, że pracowali z Tomkiem przez jakiś czas i też się znają i lubią. Świat jest taki mały! Podobno biorąc pod uwagę całą kulę ziemska to człowieka od człowieka dzieli 6 osób, czy to znaczy, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną?
Najbiedniejszy i poszkodowany tego wieczoru to Myster. Ponieważ bardzo cierpi, gdy go zostawiamy, a i tak siedzi sam, gdy jesteśmy w pracy, więc staramy się wszędzie go zabierać. Myślałam, że do Mętowskich też go zabierzemy, ale na wszelki wypadek zadzwoniłam wcześniej do Joli i zapytałam czy możemy go zabrać.
No wiesz – powiedziała- absolutnie nie! Pies w domu, hm... może zostanie w ogrodzie ?
Ta, jasne – pomyślałam- leje jak z cebra, a on ma być na dworze! Ale głośno grzecznie powiedziałam – nie ma sprawy, zostanie w domu.
Znów mi Jolka podpadła.
Jakoś tak się stało, że odkąd Myster pojawił się w naszym życiu, mierzyłam ludzi miarą jak go traktowali i zwierzęta w ogóle. Przecież jest mały, czyściutki, nie szczeka wiele, nie zawadza, jedyne to po prostu lubi być z nami a nie sam. Czy to tak dużo?
Tomek wrócił nawet nie za późno z pracy i ruszyliśmy do M. Myster oczywiście był bardzo nieszczęśliwy od momentu jak tylko zorientował się, że gdzieś się szykujemy i nikt mu jakoś nie mówi, że on też pojedzie. Czekał, wyczekiwał całym swoim psim jestestwem na magiczne słowa: Jedziesz z nami. Niestety usłyszał to, czego nie cierpiał: Zostań. Kulił się wtedy cały, robił wielkie mokre oczy (zupełnie jak kot w Shreku) i utykając, smutno popiskując, szedł na swoje posłanko. Zostawiony, niekochany i opuszczony. Było mi wtedy tak przykro. Tomek zawsze wtedy mówił, że przecież nic mu nie będzie, to wspaniała psia gra aktorska i takie tam. Niby słyszałam, co mówi Tomek, ale i tak było mi przykro.
Ech... W końcu wyruszyliśmy. M. mieszkali w pięknej willi na Saskiej Kępie, którą jakimś tam cudem dostali w spadku czy coś takiego. Dokładnie to chyba nikt nie wiedział jak oni to załatwili.
Miałam mieszane uczucia jak tam jechaliśmy i nawet podzieliłam się tym z Tomkiem, który nie bardzo wiedział, o co mi chodzi. No właśnie, bo ja też sama nie wiedziałam. To znaczy niby lubiłam Mętowskich, szczególnie Jolę, ale nigdy nie była to jakaś wielka przyjaźń. Rodzice Joli byli dobrymi i kochanymi, ale prostymi ludźmi. Prowadzili gospodarstwo. Jola jak tylko przeprowadziła się do Warszawy to zrobiła się strasznie „kosmopolityczna”, taka wielkomiastowa. Wszystko musiała mieć firmowe, ekstra. Czy za wszelką cenę chciała jakoś „wymazać’ swoje pochodzenie? Nie wiem. Zawsze jakoś próbowałam ją tłumaczyć, bo rzeczywiście pracowała w Warszawie w bardzo specyficznym środowisku. Ale jednak jej zachowanie coraz bardziej mnie raziło. Było takie sztuczne. A może to ja zaczynałam się zmieniać, albo oni jakoś zaczynali mi po prostu nie pasować. No, ale dobrze, może dzisiejszy wieczór będzie super i zapomnę o wszystkim.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz