sobota, 6 września 2014

Rozdział 8, część 3

Po przystawkach, takich jak frutti di mare maczane w przeróżnych sosach, koreczki jak z bajki czy pomidorki nadziewane, Jola zniknęła na moment w celu poprawy makijażu. Nieźle!
Tomek z Wojtkiem gadali o funduszach inwestycyjnych. Popatrzyłam na Wojtka. Zrobił się jakiś taki dziwny. Nerwowy, zdystansowany, śmiertelnie poważny. Taki „Pan Mętowski”, obcy. No, trafiło się chłopakowi raczej ciężkie życie z Jolą. Miała wielkie wymagania i to miałam wrażenie, że coraz większe. Wojtek od ich ślubu już trzy razy zmieniał pracę bo Jola chciała to, a potem tamto i Wojtek starał się jak mógł by temu wszystkiemu sprostać, nadążyć i …..zarobić.
Po powrocie Joli pomagałam jej w kuchni próbując nawiązać miłą rozmowę, odnaleźć w niej Jolę, jaką znam czy raczej znałam. Ale jakoś było ciężko. Moja praca w banku była dość nudna, jej praca w reklamie była mi zupełnie obca i gdy coś opowiadała wplątując obco mi brzmiące anglojęzyczne nazewnictwo nie wiedziałam, o czym mówi. I cały czas kasa kasa, kupić kupić. Koszmar!
Kolacja trochę ukoiła moje już nadszarpnięte tego wieczoru nerwy – polędwiczki z brzoskwiniami lub do wyboru medaliony w ziołach, do tego sałatki. Pycha! Straszny ze mnie łasuch.
Po kolacji gruchnęła informacja, która przelała już jak dla mnie kielich goryczy. Jola oznajmiła, że Wojtek wyjeżdża na … uwaga uwaga trzy lata do Stanów. Dobrze, takie czasy, że w pierwszej chwili nie zdziwiliśmy się jakoś strasznie, bo dużo naszych znajomych wyemigrowało. Okazało się jednak, że Wojtek leci sam… Joli szkoda zostawiać tu pracy i pięknego domu (musi pilnować salonu- pomyślałam z sarkazmem). Zasypaliśmy ich pytaniami, widziałam, że Tomek jest bardzo zaskoczony, a raczej wygłupiony. Wyszło bowiem, że od ponad pół roku Wojtek starał się o pracę w pewnej korporacji. Widziałam jak Tomkowi jest "łyso". On był z Wojtkiem taki szczery. Opowiadał mu o różnych sprawach firmy, planach, a Wojtek podejmował taką ważną decyzję i nie puścił nawet pary z ust. Tacy byli. To nie była pierwsza taka z nimi sytuacja. Oczywiście nikt się nikomu nie musi spowiadać, ale chyba na tym polega spotykanie się ze znajomymi, rozmowy, że się ludzie dzielą ze sobą swoim życiem. Bo inaczej po co to wszystko?
Jola- zapytałam, by przerwać jakoś napięcie, które zawisło w powietrzu- puszczasz tak męża? Nie szkoda ci?
Wiesz, trzeba zarabiać, a to świetna okazja na super pieniądze. Nareszcie spełnią się nasze marzenia o podróży na Malediwy, Seszele- mówiła to z takim podnieceniem. Chciałam coś powiedzieć, ale mocno ugryzłam się w język. Do domu, jak najdalej od tych ludzi. Nie miałam już ochoty z nimi siedzieć, gadać, być tu. Byłam zazdrosna? Nie, zupełnie nie. Oni po prostu byli mi już zupełnie obcy. Przykre, ale prawdziwe. W końcu jakoś dobiegła końca ta nasza wizyta.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz