wtorek, 2 września 2014

Rozdział 7, część 12

Znalazłam go w kępce trawy, blisko jeziora. Leżał spokojnie i tylko tak popatrzył na mnie smutno. Poszłam do kelnerek.
Czy mogłybyście panie dokarmiać tego pieska? I dawać mu też koniecznie picie?
Jasne, nie mam, co robić – odburknęła jedna.
No nie wiem, co na to szef.. – powiedziała z wahaniem ta „nasza” kelnerka. W tej chwili go nie ma, ale ogólnie jak zagląda to, że tak powiem- odchrząknęła- nie jest miłośnikiem zwierząt.
Zaniemówiłam. No to pięknie! Czyli całe to malownicze, rajskie miejsce, blisko przyrody, zwierząt, to tylko tak dla kasy, bo modne, a nie z zamiłowania. Nagle jakoś całe to miejsce mi zbrzydło…
Bardzo panią proszę – powiedziałam.
Właściwie, codziennie zostaje mnóstwo jedzenia, spróbuję codziennie mu coś dać, szczególnie w dniach jak nie ma szefa, bo on nie codziennie zagląda – powiedziała cicho.
Bo tak sobie myślę, że jak go pani trochę podkarmi, to może on odżyje, to taki piękny pies – głos mi się załamał. A tu tyle przestrzeni, przyroda, trawa, i na pewno na noc jest się gdzie przytulić. Popatrzyłam w stronę stodoły, tam gdzie było przechowywane siano, było to idealne schronienie w mokre i chłodne dni.
Uścisnęłam dłoń kelnerki i powiedziałam – dziękuję bardzo.
Cały czas jednak chciałam coś jeszcze zrobić, jakoś się uspokoić. Najbardziej bałam się, że ten szef przepędzi psa i on gdzieś biedny zdechnie.
Tomek – podbiegłam do samochodu – znajdź mi proszę najbliższe schronisko dla zwierząt. Tomek szukał chwilę i znalazł schronisko, oddalone o trochę ponad 60kilometrów. Przepełnione, prosiło na swojej stronie wszystkich ludzi dobrej woli o składki i wszelką inną pomoc. Spisaliśmy jednak adres i telefon. Zaniosłam tą karteczkę kelnerce.
Była zajęta, więc odczekałam chwilę.
Proszę pani, dziękuje, że będzie go pani karmić. Gdyby były jakieś problemy, gdyby szef go chciał przepędzić to tu jest adres najbliższego schroniska i tam by zawsze dostał jakoś opiekę, jedzenie. Ale wie pani, w schroniskach jest paskudnie, on tu mógłby mieć raj i wolność..
Wiem, może się uda, że tu pomieszka – pokiwała głową kelnerka.
Jakby, co – wyjęłam z portfela 50złotych- to zostawiam pani pieniądze jakby go było trzeba tam zawieść czy coś.
Nie, nie trzeba- odpowiedziała od razu – ujęła mnie pani tą całą troską o tego psa. My tu już jakoś przywykłyśmy do tych bezpańskich psów i w ogóle. A pani jakoś tak znowu poruszyła moje serce. Pomogę, chcę, ok.?
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz