wtorek, 9 września 2014

Rozdział 9, część 2

Mężczyzna trzymał na rękach krwawiącego, oszołomionego psa. Podbiegł do mnie i zdyszanym i zdenerwowanym głosem powiedział: Pilnie potrzebny weterynarz, nie wie pani gdzie jest najbliższy, on długo nie wytrzyma, strasznie krwawi i traci przytomność.
Zaraz, zaraz, tu weterynarz … - starałam się zebrać szybko myśli – lecznica jest kawałek stąd, ale zaraz już dzwonię – wyciągnęłam telefon drżącą ręką próbując jak najszybciej wyszukać numer do Kuby.
Halo, Kuba? Tu Amelka, słuchaj.. nie Myster ok, nie nie płacze, ale pilnie potrzebuję twojej pomocy. Wytłumaczyłam mu, że stoję prawie pod naszym blokiem, nie mam samochodu, ten pan widać też nie i … ale już nie zdążyłam, bo Kuba krzyknął, że zaraz będzie. Zaraz, co biorąc pod uwagę korki oznaczało parę ładnych minut czekania.
Wytłumaczyłam pokrótce temu panu, na czym stoimy. Widziałam na jego twarzy wyraźną ulgę. Pogłaskałam delikatnie psiaka po czole. Jęczał cicho…
Staliśmy tak oboje skupieni na psie, w ciszy jego bólu. Nawet nie rozmawialiśmy.
Kuba pojawił się nie wiadomo kiedy i skąd. Pędził, krzycząc do nas i machając byśmy podbiegli do niego jak najszybciej. Okazało się, że zaparkował samochód w jakimś nielegalnym miejscu byle tylko być jak najszybciej. Wsiedliśmy. Ja do tyłu, pan z psem z przodu, Kuba za kierownicą. Kuba zanim ruszył, zdążył jeszcze zrobić wstępne oględziny psa.
Siedziałam cicho, słuchając krótkich, fachowych pytań Kuby.
Jak to się stało? – zapytał Kuba patrząc równocześnie na drogę i z troską na psa.
Potrącił go samochód, na moich oczach, i nawet się nie zatrzymał – powiedział pan od psa.
Podbiegłem, zebrałem go z ulicy, bo inaczej inny samochód zaraz by go zabił. Totalna obojętność – dodał.
Skąd ja to znam-westchnęłam cicho, miętosząc spódnicę, bo już czułam, że mam mokre oczy.
Piesek cicho pojękiwał tak jakby chciał dodać coś od siebie.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz