środa, 10 września 2014

Rozdział 9, część 3

A ja - kontynuował mężczyzna – codziennie biegam tą trasą (dopiero teraz zauważyłam, że jest w dresie). Mieszkam po drugiej stronie miasta, więc nie miałem pojęcia gdzie może tu być weterynarz, do tego nigdy na bieganie nie zabieram telefonu, bo chcę pobyć z własnym myślami, odpocząć. Próbowałem zatrzymywać samochody z prośbą, by móc zadzwonić po jakąś pomoc, ale bezskutecznie.
Tak – pokiwał smutno Kuba- znieczulica i obojętność, nasz kurde, chleb powszedni…
I wtedy- kontynuował pan – zobaczyłem tą panią – dostrzegłem w jej oczach współczucie, niepokój, nie wiem, ale czułem, że może ona mi jakoś pomoże i …
Nasza Amelka – powiedział Kuba z jakąś taką dziwną nutką, że aż mi dreszczyk przeszedł po plecach – to wspaniała kobieta o ogromnym sercu.
Zarumieniłam się.
No dobrze, proszę powiedzieć ile to wszystko mogło trwać? Ile minęło już czasu od wypadku?
Proszę pana, hm.. około pół godziny to na pewno.
Jaki tam ze mnie pan, Kuba jestem.
A ja Wojtek.
A ja Amelka – powiedziałam raczej pro forma, bo przecież moje imię już tu padło.
Dojechaliśmy w miarę szybko do gabinetu, przed którym już stał jakiś oburzony starszy pan z kotem w klatce i nie ukrywał swoich pretensji, że gabinet jest zamknięty w godzinach otwarcia, ze nie ma żadnej notki na drzwiach, czemu zamknięte, że za jego czasów coś takiego byłoby nie do pomyślenia.
Zapraszam do konkurencji, ulica… - powiedział Kuba, wyraźnie poirytowany, albo już po prostu jego myśli zajęte były organizowaniem pomocy dla psiaka.
Weszliśmy do poczekalni, ja zostałam, a Kuba z Wojtkiem zniknęli w gabinecie. Wolałam poczekać tutaj. Bałam się widoku krwi i cierpienia psiaka. Usłyszałam żałosne skowytanie psa i spokojny głos Kuby. Za chwilę Wojtek wyszedł z gabinetu.
 Trzeba poczekać- powiedział – Kuba dzwoni po drugiego weterynarza, a w tym czasie porobi prześwietlenia i badania. Może pani, to znaczy Amelko, może pojedziesz do domu, bo szkoda twojego czasu.
Nie ma mowy – powiedziałam stanowczo – jestem ciekawa, co będzie z tym psem i w ogóle. Jestem już zaangażowana w to – dodałam.
Muszę tylko coś załatwić. Wykonałam dwa telefony. Jeden do mojej kosmetyczki by ją przeprosić, ale nie ma szans bym dziś przyszła, a drugi gorszy… do Tomka.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz