sobota, 27 września 2014

Rozdział 12, część 4

To było spotkanie, po którym obudziłam się jak z zaćmienia. Ale po kolei…
Pani Helena przywitała mnie uśmiechnięta, choć było widać, że jest zmęczona, a może w złej formie, nie wiem, ale jakoś zawsze to dostrzegałam u ludzi. Miała na sobie pięknie skrojony kostium w kolorze śliwki i przypiętą na klapie przepiękną broszkę w kształcie przebiśniegu. Istne arcydzieło! Myster oczywiście rozgościł się od razu na dywanie (muszę mu kupić dywan, on tak uwielbia dywany!). Ja weszłam nieśmiało do mieszkania. Było jak muzeum. Pełne książek na każdej ścianie, aż po sufity. Wszędzie wisiały lub stały piękne stare zdjęcia. Zdjęcia jakiś dworów, pań w pięknych sukniach, powozów. Pełno bibelotów, porcelany, obrazów. Ogólnie wspaniała aura! Nigdy nie byłam w takim mieszkaniu, chłonęłam każdy szczegół... Myster mruczał jak kot, bo pani Helena właśnie wygłaskiwała go i drapała po karku, co uwielbiał.
Tak mi brakuje Kamy, chyba czasem pożyczę Mystera, na taką jak to się teraz mówi – dogoterapię- powiedziała z uśmiechem pani Helena
A nie chce pani pieska czy... - zaczęłam nieśmiało.
Nie - przerwała mi kategorycznie i z wyraźnym smutkiem. Za stara jestem. Umrę i co się stanie ze zwierzakiem? Będzie tylko cierpieć. Za dużo jest cierpienia na świecie. Westchnęła ciężko. No, proszę, zapraszam do stołu. Stół to prostu było arcydzieło! Antyk, ubrany w obrus, chyba robiony na szydełku. Ciasteczka i herbata podane w pięknej, kruchej porcelanie.
Mieszkamy obok siebie tak długo, a w ogóle się nie znamy – zaczęła pani Helena – takie to teraz dziwne „Homo homini lupus”, nieprawdaż?
Tak - uśmiechnęłam się nieśmiało, bo zupełnie nie zrozumiałam tej sentencji po łacinie, ale głupio mi było się przyznać.
(ciąg dalszy nastąpi...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz